fbpx

Wywiad dla Newsweeka

Sama nie mogłam w to uwierzyć kiedy sprawdziłam jak robi się dzisiaj jedzenie – mówi nam Beata Pawlikowska. – Jest masowe, tanie, ładnie wygląda i jest po prostu trujące. W swojej nowej książce tropi „Największe kłamstwa naszej cywilizacji”.

Newsweek: Osiągnięcia cywilizacji to zło?

Beata Pawlikowska: Ależ skąd. Niektóre są fantastyczne, takie jak choćby samochód, kino albo Internet. Sama lubię z nich korzystać i doceniam ich genialność. Ale z drugiej strony kiedy zaczęłam zwiedzać inne światy znajdujące się na naszej planecie i spojrzałam na naszą cywilizację z innej perspektywy, to zobaczyłam, że jest to najbardziej destrukcyjne i szalone miejsce na ziemi.
Newsweek: Ma pani na myśli „największe kłamstwa naszej cywilizacji”?
Beata Pawlikowska: Choćby to, że powszechnie akceptowane jest kłamstwo wielu produktów, które zgodnie z prawem udają coś, czym nie są. Czy pani wie, że najbardziej tuczące są produkty oznakowane hasłami „dietetyczne”, „light” albo „fit”? Wie pani dlaczego? Bo usuwa się z nich biały cukier i tłuszcz, zastępując je dużo bardziej szkodliwymi i tuczącymi syntetycznymi substancjami, takimi jak na przykład syrop glukozowo-fruktozowy, który m.in. wywołuje ciągłe uczucie głodu. Słowo „dietetyczny” oznacza tylko tyle, że coś ma mniej kalorii, ale wcale nie oznacza tego, że to coś jest zdrowsze albo że pomoże ci schudnąć! Czy to nie jest kłamstwo?
Newsweek: Jakie jeszcze odkryła pani kłamstwa?
Beata Pawlikowska: Czy pani wie skąd pochodzi mięso na pani talerzu? Pewnie coś pani słyszała na temat nieszczęśliwych zwierząt na farmach, ale nigdy nie przyszło pani do głowy, żeby sprawdzić jak jest naprawdę. Wiem, bo ja kiedyś też tak myślałam. Wydawało mi się, że jestem zbyt wrażliwa, żeby oglądać drastyczne sceny nakręcone ukrytą kamerą w hodowlach kur. To szczyt hipokryzji. Byłam zbyt wrażliwa, żeby patrzeć na filmie na cierpienie zwierząt, ale nie wystarczająco wrażliwa, żeby poznać prawdę i stanąć w ich obronie! Teraz wiem co się dzieje w przemysłowych hodowlach kur, krów, świń i innych zwierząt, które sa trzymane w betonowych ciasnych klatkach, w sztucznym świetle, karmione syntetyczną karmą z dodatkiem antybiotyków i hormonów wzrostu. To jest nieludzkie, niegodne, niehumanitarne i niegodne! Ale niestety jest zgodne z prawem. Prawo pozwala, żeby kurczaka na siłę utuczyć w 30 dni, mimo że naturalnie potrzeba do tego 100 dni. To tak, jakby wziąć siedmioletnie dziecko i podawać mu substancje wymuszające otyłość, żeby jak najszybciej zaczął ważyć tyle, co dwudziestolatek. Takie mięso sprzedaje się w sklepach. Jest okupione stresem, cierpieniem, niewolą i przymusem. To nie może być zdrowe.
Newsweek: Kiedy zmieniła Pani sposób myślenia?
Beata Pawlikowska: Mniej więcej wtedy kiedy przestałam pić alkohol. To jest następne kłamstwo naszej cywilizacji. Uzależniająca, szkodliwa substancja, która wywołuje choroby ciała i duszy, a jest legalnie sprzedawana w sklepach. Fakt, na każdym stoisku z alkoholem wiszą informacje, że szkodzi zdrowiu, ale ktoś, kto jest już uzależniony, po prostu nie widzi tych napisów. Tak samo jest z papierosami. W Indonezji na opakowaniach papierosów są zamieszczane drastyczne, kolorowe zdjęcia raka przełyku albo ust, a jednak ludzie wciąż kupują i palą papierosy. Moim zdaniem jest tak dlatego, że alkohol, papierosy i kilka innych substancji – takich jak na przykład kwas cytrynowy albo glutaminian sodu dodawane powszechnie do żywności – upośledzają działanie komórek nerwowych w mózgu. Widzisz ostrzeżenie, że „palenie zabija”, ale nie jesteś w stanie zrozumieć co to naprawdę oznacza ani pojąć wagi tego ostrzeżenia.

Ja kiedyś paliłam i piłam dużo alkoholu. Potem przestałam, bo postanowiłam zaopiekować się moim życiem. Zarówno moją duszą, jak i ciałem. I nagle przestałam chorować, odzyskałam zdolność jasnego myślenia i radość życia. To fantastyczne uczucie.
Newsweek: Po mięsie i alkoholu przyszedł czas na?
Beata Pawlikowska: Postanowiłam sprawdzić co naprawdę oznaczają te dziwne nazwy umieszczane na etykietach produktów spożywczych. Miałam na przykład ulubione jogurty. Dietetyczne, bez cukru i bez tłuszczu, myślałam, że najzdrowsze na świecie. I oczywiście wcześniej też sprawdziłam z czego są zrobione. W składzie znalazłam syrop glukozowo-fruktozowy, uznałam, że to przyjemna nazwa oznaczająca zapewne coś słodkiego zrobionego z owoców i na tym sprawę zamknęłam. Ale kiedy zaczęłam już racjonalnie myśleć, poszłam o krok dalej. Sprawdziłam czym naprawdę jest i w jaki sposób działa na organizm ten syrop i złapałam się za głowę. Po pierwsze jest robiony z kukurydzy, więc nie ma nic wspólnego z owocami, po drugie jest to wysoko przetworzony, enzymatycznie zmieniony produkt z fabryki, więc nie ma nic wspólnego z naturą. A po trzecie wywołuje otyłość i tłumi uczucie głodu. Otworzyłam lodówkę i wszystkie te jogurty wylądowały w koszu. I nigdy więcej już ich nie kupiłam. Bez żalu, mimo że wcześniej bardzo mi smakowały, ale ja nie chcę jeść ani pić czegoś, o czym wiem, że jest szkodliwe.
Newsweek: Większość z nas robi zakupy w dużych sklepach, może pani przesadza?
Beata Pawlikowska: A czy kiedykolwiek w historii istniała taka epidemia nowotworów, jak teraz? Każdy z nas zna kogoś, kto ma raka, prawda? Jestem przekonana, że takie choroby jak depresja, nowotwory, cukrzyca, autyzm, miażdżyca i inne są  nazywane cywilizacyjnymi nie przez przypadek. Bo one biorą się właśnie z tych szkodliwych wynalazków naszej cywilizacji, które miały sprawić, że jedzenie będzie masowo dostępne i bardzo tanie. I rzeczywiście jest. Tyle że jednocześnie jest po prostu trujące. Nie w taki sposób, który można zauważyć z dnia na dzień. Te toksyny powoli i stopniowo gromadzą się w organizmie. Kiedy ciało nie jest w stanie usunąć nadmiaru tych toksyn, zaczynają się choroby. Niech pani sprawdzi z czego są robione wszystkie gotowe produkty żywnościowe – od chleba przez pasztety, wędliny, sałatki, dżemy, czekolady, ciastka i wszystko inne, co jest gotowe do spożycia. Znajdzie tam pani masę syntetycznych, toksycznych dodatków, takich jak syrop glukozowo-fruktozowy, glutaminian sodu ukrywający się często pod innymi nazwami (takimi jak hydrolizat białkowy, teksturowane białko, autolizowane drożdże i innymi), aspartam, kwas cytrynowy, emulgatory, stabilizatory, konserwanty, zagęstniacze, polepszacze i tak dalej.
Newsweek: W takiej cywilizacji żyjemy, mamy się buntować?
Beata Pawlikowska: Tak, bo nie jesteśmy jej ofiarami. Mamy wybór. I mamy głos, żeby go używać. Właśnie dlatego głośno o tym mówię i postanowiłam o tym napisać książkę, bo sprawdziłam jak się robi „naturalny” sok owocowy sprzedawany w kartonie, keczup i margarynę, sprawdziłam czym są suplementy diety, jak działa aspartam i inne dodatki do jedzenia. I przestałam je kupować.
Newsweek: Mamy jakieś wyjście?
Beata Pawlikowska: Jasne, że tak. Wystarczy sięgać po produkty naturalne i proste, nieprzetworzone. W Polsce mamy fantastyczną fasolę, groch, soczewicę, mamy kasze jaglaną, jęczmienną i gryczaną, jest brązowy ryż i mnóstwo genialnych warzyw i owoców. Chodzi tylko o to, żeby kupować świeże. Nie w słoiku, puszce czy w proszku, tylko świeże albo suszone. Ja tak robię i gotuję z nich pyszne, zdrowe, proste i bardzo szybkie dania.
Newsweek: Kilkuosobowa rodzina z niewielkiego miasta ma na to czas i pieniądze?
Beata Pawlikowska: Kasza jaglana gotuje się w piętnaście minut, soczewica w dwadzieścia pięć. To jest długo? Kilogram kaszy jęczmiennej kosztuje 4 złote, a gryczanej – sześć. To jest dużo? Do tego sezonowe, polskie warzywa. Myślę, że to właściwie nawet wychodzi taniej niż kupowanie gotowych dań z chemicznymi dodatkami, nie wspominając już o tym, że zdrowy człowiek nie musi wydawać pieniędzy na lekarzy i lekarstwa.
Newsweek: Kto nas okłamuje?
Beata Pawlikowska: Nie wiem i nie szukam winnych, bo nie wierzę w żaden spisek. Wiem tylko, że żywności miało być dużo i tanio, a naturalne produkty są bardziej delikatne, wymagają specjalnego transportu i magazynowania, więc taniej było zastąpić je chemicznymi proszkami. Zresztą zauważyłam zabawną rzeczy. Wchodzisz do wielkiego sklepu, gdzie jest tysiąc półek obładowanych jedzeniem. Ale tylko na jednej półce jest napisane „Zdrowa żywność”. To co znajduje się na pozostałych 999?!
Newsweek: Polacy pani zdaniem źle się odżywiają?
Beata Pawlikowska: Nie wiem, nie prowadzę badań i nie znam statystyk, mogę tylko odpowiedzieć z własnych obserwacji. Zawsze kiedy przechodzę obok baru szybkiej obsługi, do okienka stoi bardzo długa kolejka… Ludzie wiedza, że to jest niezdrowe, ale chcą to jeść. Chemia uzależnia. A potem czują się osłabieni, nie mają chęci do życia ani siły do pracy, cierpią na biegunki, wysypki, bóle brzucha. Wiem, bo ja też kiedyś jadłam zupy z proszku i hot-doga na stacji benzynowej. Do czasu kiedy zrozumiałam w jaki sposób takie jedzenie działa na mój organizm. I wtedy pomyślałam, że warto dołożyć kilka złotych i kilkanaście minut, kupić warzywa, kaszę i ugotować z nich coś wartościowego, co daje prawdziwą siłę.
Newsweek: Może lubimy to niezdrowe jedzenie?
Beata Pawlikowska: Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego w jaki sposób to jedzenie szkodzi. Dlatego napisałam o tym książkę.
Newsweek: Co jeszcze możemy zrobić?
Beata Pawlikowska: Wyrzucić kuchenkę mikrofalową, czytać etykiety i sprawdzać z czego są zrobione produkty spożywcze, kosmetyki, kremy do opalania. Czy pani wie, że większość kremów przeciwsłonecznych zawiera rakotwórcze substancje? Czyli nie chroni przed rakiem, a właściwie je wywołuje? Oczywiście zgodnie z prawem. To jest następne wielkie kłamstwo naszej cywilizacji.

Na szczęście mamy wybór. Ja kupuję ekologiczne płyny do mycia podłóg i naczyń. Używam ekologicznego olejku z dzikiej róży zamiast kremów z chemią.
Newsweek: Cywilizacje tak nie zmienione przez człowieka cieszą się lepszą równowaga między kulturą duchową a materialną?
Beata Pawlikowska: Tak. ja też kiedyś uważałam, że nasza zachodnia cywilizacja ze swoimi cudownymi wynalazkami jest najlepsza na świecie. Kiedy pierwszy raz jechałam do Ameryki Południowej, patrzyłam na ludzi i współczułam im, że są „biedni”. Ale potem przez wiele tygodni mieszkałam w dżungli amazońskiej z Indianami, obserwowałam ich życie, zachowanie i reakcje, wędrowałam z nimi przez niebezpieczne, trudno dostępne miejsca. Miałam dużo czasu, żeby przyjrzeć się im i sobie samej. Spojrzeć z odległości na naszą zachodnią cywilizację pełną kłamstw, reklam, pogoni za pieniędzmi, żeby zrozumieć, że nasz świat stoi na głowie.
Newsweek: Co pani zaobserwowała?
Beata Pawlikowska: Najprostsza rzecz, która mnie zdumiała jest taka, że w naszym świecie wszyscy coś ciągle udają i usiłują tworzyć iluzje na potrzeby innych i samych siebie. Żeby lepiej wypaść, zdobyć podziw albo pieniądze. Udają, że są odważni albo bogaci, chociaż w rzeczywistości mają samochody na kredyt i żyją w ciągłym strachu przed porażką. W dżungli nikt niczego nie udaje, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Dobry wojownik jest naprawdę dobrym wojownikiem. Każdy jest mistrzem w swojej dziedzinie. Nie po to, żeby zrobić na kimś wrażenie, ale dlatego, że tak jest łatwiej w życiu.
Newsweek: Może to nie udawanie tylko doskonalenie się?
Beata Pawlikowska: To dwie różne sprawy. Kiedy ciągle coś udajesz, podświadomie manipulujesz ludźmi starając się zdobyć ich akceptację, podziw i sympatię, przychodzi moment, że sam już nie wiesz kim jesteś. Spotykam wielu takich zagubionych ludzi.
Newsweek: To próbować się zmieniać czy odpuścić?
Beata Pawlikowska: Chodzi o to, że spojrzeć na siebie uczciwie, nazwać swoje słabości i wady, i chcieć zmienić się na lepsze. Pracować na tym. To brzmi łatwo, ale jest bardzo trudne. A największej odwagi wymaga przyznanie się przed samym sobą do prawdy. Ale kiedy zdobędziesz się na tę uczciwość, ona poprowadzi cię dalej.
Newsweek: Pani próbuje ludzi motywować?
Beata Pawlikowska: Dzielę się swoim doświadczeniem. Szłam przez życie po wyboistej drodze i dzięki temu  miałam okazję dużo się nauczyć.
Newsweek: Często spotyka się pani z krytyką?
Beata Pawlikowska: Nie, bo dlaczego ktoś miałby mnie krytykować? Przecież to, co piszę to prawda. Jeśli zdanie w rodzaju „witaminy są tylko w owocach i kropka!” brzmi radykalnie, to tylko dlatego, że witaminy naprawdę są tylko w owocach i to jest prawda. Nie da się wydłubać witamin z owoców i przełożyć do tabletki. A może fala krytyki dopiero nadejdzie, bo książka ukazała się kilka dni temu. Proszę bardzo. Jestem przekonana o tym, że warto mówić prawdę, nawet jeśli komuś się nie spodoba.

maj 2015

Komentarze

  1. Super! Ale najbardziej mi żal że ludzie są tak zamuleni i chorzy z tej chemii że już nie mają ochoty na zmiane bo nie ma w nich ani mądrosci ani chęci i siły do wyjścia z tego stanu. Czesto są nawet agresywni jak im się uzmysłowi co jedzą… Koszmarnie uzależnieni od tej żywności… Wiem to bo pracuję nad moimi znajomymi i takie mam reakcje…
    Dlatego wspaniale że Pani napisała tę książke; o tym trzeba krzyczeć!!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *