fbpx

Jestem szczęśliwym singlem

W książce „Jestem szczęśliwym singlem” wspomina Pani o tym, że podróżowanie pozwala spojrzeć inaczej na problem relacji damsko-męskich. Jedną z takich odkrywczych podróży była wyprawa do dżungli. Czy każda podróż pozwala złapać dystans do pewnych spraw czy może raczej musi to być coś ekstremalnego?

To nie musi być ekstremalna podróż w sensie podróży na Antarktydę albo do serca dżungli amazońskiej, bo to byłaby wyprawa ekstremalna, ale każda podróż, która jest wyjściem ze swojej strefy komfortu. Kiedy opuszczamy miejsce, które znamy i w którym czujemy się wygodnie, by wyruszyć w nieznane. To wymaga odwagi. Nie chodzi tylko o podjęcie decyzji. Podjęcie decyzji nie jest nawet najtrudniejsze, najtrudniejsze jest zrealizowanie tej decyzji i… wyjście z domu: zapakowanie plecaka, wyruszenie, dotarcie do nowego miejsca i odnalezienie tam swojej drogi.

Dla Pani taką podróżą była dżungla amazońskiej.

Każda wyprawa do dżungli amazońskiej zawsze była nauką czegoś czegoś ważnego i sprawiła, że zmieniłam się jako człowiek.

Co takiego chciała Pani zrozumieć, kiedy po raz pierwszy wyruszyła Pani w podróż do dżungli amazońskiej? Co chciała Pani w sobie przepracować?

Pierwsza rzecz, która uderzyła mnie w dżungli, to było to, że po kilku tygodniach przebywania z Indianami, zorientowałam się, że w naszym świecie ludzie przyzwyczajeni są do tego, żeby zawsze coś udawać. Udawać kogoś lepszego niż się jest. UCzy się nas, co zrobić, by wypaść lepiej w czyichś oczach. A Indianie nigdy niczego nie udają. Są zawsze sobą i dzięki temu mają poczucie wewnętrznej równowagi, bezpieczeństwa, harmonii. Nie mają stresu, nie żyją w chaosie, a to wszystko są cechy naszej zachodniej cywilizacji. Uczy się nas tego, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy tacy, jacy jesteśmy. Nie uczy się z kolei tego, że trzeba być silnym i odważnym. Uczymy się tylko tego, żeby udawać to przed innymi i jak sprawić, żeby inni w taki sposób myśleli o mnie. Z tego bierze się wewnętrzny chaos. Z tego wewnętrznego chaosu bierze się stres, a stres wywołuje choroby.

Bardzo często jest tak, że tę odwagę musimy sobie sami w sobie odnaleźć. Wiele kobiet szuka tej odwagi, wyruszając w podróż. Podróże mogą być sposobem na zbudowanie w sobie siły?

Z siedzenia w fotelu nic nie wynika. Mam tu na myśli siedzenie w „życiowym fotelu”. Sytuację, w której człowiek znajduje wygodne miejsce i postanawia, że tu jest mi dobrze. Z takiego siedzenia, chodzenia tą samą drogą do pracy nie wynika nic nowego. Z tego nie bierze się żadna siła. Siła wewnętrzna bierze się z działania. Dlatego podróż jest jednym ze sposobów, żeby zbudować w sobie taką siłę. Ale oczywiście nie usiłuję powiedzieć, że trzeba podróżować po to, żeby być silnym. Dlatego że można być silnym, nie ruszając się z Polski, nie ruszając się ze swojego miasta czy wsi. Chodzi o takie wewnętrzne nastawienie i poczucie gotowości, żeby zrobić coś nowego. Gotowości do tego, żeby zrobić coś trudnego. Podróż może być taką rzeczą. Ale równie dobrze może to być znalezienie zupełnie innej nowej drogi do pracy. To jest pierwszy krok do tego, żeby coś w sobie zmienić. Odkryc w sobie taką gotowość do tego, by nie iść codziennie po swoich śladach czy śladach, które wydeptał ktoś inny, a tym samym odkryć swoją własną ścieżkę.

W swojej książce pisze pani o tym, że trzeba zaakceptować i pokochać siebie, żeby móc tą miłością dzielić się z innymi. A często problemem jest to, że uzależniamy swoje szczęście od drugiej osoby. Jak się od tego uwolnić?

To jest pewne dawno zakorzenione w nas przekonanie. Uczy nas się tego, że jesteśmy zależni od innych, niewystarczająco dobrzy, że mamy kochać innych, ale nikt nie wskazuje na to, że najpierw trzeba kochać, zaakceptować siebie po to, żeby być w stanie kochać innych. Dlatego że dopiero gdy człowiek zaakceptuje siebie zaprzyjaźni się ze sobą, to dopiero wtedy otwiera w sobie akceptację wobec innych istot. Bardzo wiele wtedy się zmienia w sposobie patrzenia na ludzi i świat, który jest dookoła nas. I uważam, że zaprzyjaźnienie się ze sobą jest niezbędnym warunkiem do tego, by być szczęśliwym człowiekiem. Dopóki walczysz ze sobą i nienawidzisz siebie, próbujesz siebie ukarać za różne rzeczy, to będziesz ciągle w stanie stresu, zagrożenia i wojny. A z tego nigdy nie wynika nic dobregeo, więc trzeba najpierw zaakceptować siebie ze wszystkimi wadami, jakie mam. Nie chodzi o to, żeby udawać, że nie mam wad i jestem doskonała. Wprost przeciwnie: należy uświadomić sobie, że mam wady, wcale nie jestem doskonała i nigdy nie będę doskonała, bo nie istnieje coś takiego, jak doskonałość, która jest nieskończona. Dlatego trzeba zaakceptować, że mam wady i w przyjaźni do siebie starać się, żeby być lepszym człowiekiem. Ale ta akceptacja wobec samego siebie i przyjaźń do samego siebie daje ogromną wewnętrzną moc. Bo kiedy lubisz i kochasz siebie, czujesz się bezpieczna. I z tego bierze się wielka wewnętrzna siła, która pozwala nie tylko pracować nad swoimi wadami, ale też spełniać swoje marzenia.

Ale są też marzenia niezależne od nas. Gonimy za tym, co mają inni. Tak samo singiel może chcieć uwolnić się od samotności. Ale czy w tej samotności może poczuć się szczęśliwy? Może chcieć iść przez życie z kimś. Nawiązuję tu oczywiście do tytułu książki „Jestem szczęśliwym singlem„.

Ludzie marzą o różnych rzeczach. Niektórzy marzą o tym, żeby mieć dzieci. Niektórzy marzą o tym, żeby mieć rodzinę, jeszcze inni marzą o tym, żeby zarobić milion dolarów. Niezależnie od tego, jakie to jest marzenie, chodzi o to, żeby nie żądać. Tylko o to, żeby marzyć. Bo marzenie tym różni się od żądania, że marzenie jest otwarte, radosne. Człowiek mówi sobie wtedy: „och, tak bardzo bym tego chciał. Byłabym taka szczęśliwa, gdyby to się zdarzyło”. Ale jednocześnie wiem, że być może to się nie zdarzy i to zaakceptuję. To nie zepsuje mojego szczęścia. A jeżeli ktoś żąda, to mówi: „ja to muszę mieć. Jeżeli tego nie będę miał, to moje życie jest bez sensu”. Jeżeli masz żądania, a nie marzenia, to próbujesz być Bogiem, próbujesz rządzić światem czy rządzić przeznaczeniem. I kiedy żądasz, to jesteś spięty wewnętrznie, zestresowany. Znów wyruszasz na wojnę, a wojną czy przemocą niczego nie da się uzyskać. Jest wiele dowodów na to, że kobiety, które bardzo pragną mieć dzieci, żądają tego od życia, są przekonane, że nie będą szczęśliwe, gdy nie doświadczą macierzyństwa, to one właśnie nie zachodzą w ciążę. Dlatego że są takie usztywnione wewnętrznie. Dlatego, że tak bardzo uzależniają swoje szczęście od tego, czy to się zdarzy, czy nie. A jeżeli zdarzy się taki cud, że taka kobieta zmieni swój sposób myślenia i po dziesięciu latach prób i żądania, by to się stało, dochodzi do wniosku, że nie ma już siły żądać i będzie tak jak ma być, to właśnie wtedy zachodzi w ciążę. I to się dzieje dlatego, że puszcza to żądanie wolno. Bo dopiero wtedy jest to marzenie połączone z czymś, co jest radosne, pozytywne, lekkie i otwarte.

To znaczy, że odpuszczając, pozwalamy na to, co ma do nas przyjść. I wtedy to, czego tak bardzo chcemy, nadchodzi.

Zawsze tak jest. Chodzi o to, żeby mieć marzenia i cieszyć się, wyobrażając sobie, jak to by było, kiedy to się spełni. Jak to jest, kiedy już tam jestem. Ale cieszyć się i myśleć o tym w taki pozytywny, otwarty, jasny sposób. A nie żądać, bo kiedy żądasz, to prawie na pewno tego nie dostaniesz.

Ludzie najczęściej próbują znaleźć sobie odpowiedzi na pytanie: jaki jest sens życie i czym jest miłość? Pani już znalazła odpowiedź na to ostatnie pytanie?

Czym jest miłość? Miłość jest dobrym, jasnym płomieniem, który czujesz w sobie i on ogrzewa zarówno ciebie, jak i innych ludzi wokół. Miłość jest zawsze połączona z akceptacją, szacunkiem i z przyjaźnią. Jeżeli brakuje któregoś z tych trzech elementów, to znaczy, że to nie jest miłość.

W relacjach damsko-męskich też zdarzają się kłótnie. Czasem będąc pod wpływem alkoholu ktoś powie coś, co może nas zranić. Czy to już brak szacunku? A może niekoniecznie?

Trzeba byłoby mówić o jakimś konkretnym przykładzie. Alkohol wcale nie jest dobrym przewodnikiem, więc jeżeli ktoś widzi, że po alkoholu zaczyna mówić rzeczy, których żałuje, to jest to najlepszy powód, by przestać pić alkohol. Ja tak zrobiłam. Nie piję alkoholu w ogóle od kilku lat. To był mój świadomy wybór, racjonalna decyzja. Po drugie, wszystko zależy od tego, w jaki sposób odbiera to człowiek, do którego takie słowa są kierowane. Różni ludzie różne rzeczy odbiorą jako brak szacunku.

I potem mamy problem z osobami współuzależnionymi. Kobieta akceptuje mężczyznę mimo jego nałogów, ale może być również współuzależniona.

Ma pani całkowitą rację, ale muszę tutaj przerwać, bo nie możemy rozciągać pojęcia akceptacji na absolutnie wszystskie sytuacje w życiu, ponieważ są sytuacje w życiu, kiedy człowiek wyrządza krzywdę drugiemu człowiekowi, stosując wobec niego przemoc: fizyczną, słowną czy emocjonalną. I wtedy ja się nie zgadzam na takie traktowanie i jest to okazanie szacunku samej sobie. Ponieważ ja szanuję siebie na równi z tym, że szanuję innych ludzi, ale ponieważ szanuję siebie, to nie pozwalam, żeby ktoś traktował mnie bez szacunku albo stosował wobec mnie przemoc. I wtedy moją rolą nie jest naprawianie drugiej osoby ani skarżenie się, tylko ja po prostu od takiej osoby odchodzę.

Wrócmy do tematu miłości. Mówiłyśmy o tych trzech elementach: przyjaźni, akceptacji i szacunku. Pani zdaniem najtrwalsze związki opierają się na przyjaźni?

Nie wyobrażam sobie związku bez przyjaźni. Przyjaźń zawiera w sobie akceptację, szacunek, lubienie drugiej osoby, a to esencja miłości.

Co było dla Pani przełomem? By zmienić swój sposób myślenia o świecie, potrzebny jest impuls, jakieś doświadczenie, które wywołuje w nas refleksję, czasem bunt. Co u Pani było takim impulsem?

Zorientowałam się, że robię rzeczy, których nie chcę robić. I myślę rzeczy, których nie chcę myśleć. W mojej głowie pojawiały się myśli, które jakby w ogóle nie były moje, które z mojego punktu widzenia są złe albo niepotrzebne czy krzywdzące. Zaczęłam się zastanawiać, skąd one się biorą i co mogę zrobić, by być w przyjaźni z tym, co znajduje się w moim umyśle czy w mojej duszy.

Czyli, cytując tytuł jednego z rozdziałów książki, trzeba stworzyć swoją wioskę. Zbudować pewien azyl.

Ale najpierw zacząć od tego, żeby zorientować się, jakie są moje myśli. Ludzi bardzo rzadko spędzają czas sami ze sobą. Odruchowo otaczają się innymi ludźmi. Ciągle z nimi rozmawiają. Bardzo często też o nieważnych rzeczy. A chodzi o to, żeby pobyć ze sobą i usłyszeć swoje prawdziwe myśli, swoje marzenia, znaleźć odpowiedzi na różne pytania. I wtedy nie bać się niczego, co pojawi się podczas takiego poznawania samego siebie, poneiważ każda myśl, która we mnie jest, z czegoś się bierze. I chodzi o to, żeby poznać, bo wtedy można spróbować je zmienić.

Jakie praktyki w tym celu są pomocne? Wiele mówi się o zbawiennym działaniu medytacji czy jogi. Pani wspomina niejednokrotnie o zmianie sposobu odżywiania.

To wszystko jeste ze sobą połączone. To, w jakim stanie jest moje ciało, ma wpływ na to, w jakim stanie jest moja dusza. To, w jakim stanie jest moja dusza, ma wpływ na to, jak się czuje moje ciało. Jest kilka rzeczy, które warto zrobić. Nie trzeba od razu robić wszystkiego. Na początku warto wprowadzić jeden wegetariański dzień w tygodniu. Albo inaczej: jeden zdrowy dzień w tygodniu. Jeżeli poczujesz, że to ci się podoba i czujesz się po tym dobrze, to wprowadzić dwa takie dni w tygodniu, a je się wyłącznie zdrowe rzeczy. Poza tym warto wprowadzić do swojego życia aktywność fizyczną. To może być jazda na rowerze, bieganie, spacery, gra w badmintona. Fantastyczna jest joga – to jeden z doskonałych sposobów na to, by odnaleźć spokój i radość. A szczególnie teraz, kiedy mamy Internet, w serwisie YouTube można znaleźć dziesiątki darmowych filmików. Dziesięć minut jogi na rozpoczęcie dnia, 10 minut jogi na stres, 10 minut jogi na zakończenie dnia. I zrobić sobie takie 10 minut w ciągu dnia. Idealnie, gdyby to było 20 minut codziennie. Ja ćwiczę jogę codziennie przez pół godziny. Codziennie biegam, codziennie jeżdżę na rowerze albo gram w badmintona. Oprócz tego codziennie jem tylko i wyłącznie zdrowe rzeczy.

W Pani poprzednich książkach wiele razy wspomina Pani o „wyprowadzaniu siebie na spacer”. Niesamowite jest to, że przebywanie wśród zieleni, spacer po parku może dać nam dużo energii.

Szczególnie kiedy jestem zmęczona i dopada mnie niemoc. Wtedy mówię sobie: „wyprowadzę cię na spacer, zobaczysz, że poczujesz się lepiej”. I nie pytam siebie, czy mam na to ochotę, tylko wstaję i wychodzę. Świeże powietrze i ruch na świeżym powietrzu ma tak magiczne działanie, że natychmiast dodaje sił.

Ale do zmiany nawyków potrzebna jest motywacja. Nie zawsze mamy na tyle silnej woli.

Motywacją jest to, że nie jestem zadowolona z mojego życia, że chciałabym coś zmienić, że jestem już gotowa na to, żeby coś zmienić. A jeżeli jesteś gotowa na to, żeby coś zmienić, to zmień jedną małą rzecz. Nie zmieniaj od razu wszystkiego, tylko jedną małą rzecz. Na przykład codziennie wyprowadź siebie na spacer. Nie musi to być półgodzinny spacer, wystarczy 5 minut.

Ale te większe marzenia (związek, rodzina, dziecko) to nie tylko kwestia zmiany nawyków. Możemy zmieniać swoje życie, ale tylko to, co należy do nas.

Chodzi o to, żeby marzyć, nie żądać. Jeżeli jesteśmy sami, to znaczy, że życie zmusza nas do tego, żeby jeszcze coś w sobie przepracować. W tej samotności mamy znaleźć coś ważnego dla siebie. Ja przestałam szukać kogoś, tylko w tej samotności zaczęłam nawiązywać kontakt ze sobą. Tak jakbym weszła w związek sama ze sobą. Po raz pierwszy w życiu, bo zawsze chciałam być z kimś.Bo nigdy nie nauczyłam się być ze sobą. I dopiero gdy nauczyłam się być ze sobą, niespodziewanie na mojej drodze stanął ktoś, z kim mogłam być. Ale najpierw musiałam zaprzyjaźnić się ze sobą.

To też jest piękna historia. Jak z bajki czy filmu. Pani przykład pokazuje, że nieważna jest odległość. Jeżeli dwoje ludzi chce być ze sobą, to ze sobą będzie.

Tak. Cuda zdarzają się codziennie. Jestem o tym przekonana. I nie chodzi o to, żęby ich szukać, tylko żyć tym, co jest teraz, starać się być dobrym człowiekiem, starać się zmienić swoje życie na lepsze. A dobre rzeczy zaczynają wtedy same przychodzić.

A książka „Jestem szczęśliwym singlem” powstawała już wtedy, gdy była Pani w związku?

To nie jest książka dla singli. To też książka dla osób, które są w związku. Pisałam ją wtedy, gdy już byłam z kimś. I w tej książce wyjaśniam, że ja dalej jestem szczęśliwym singlem, będąc w związku. I rozumiem to w taki sposób, że oprócz tego, co mamy wspólnie w związku, gdy jesteśmy razem, to ja mam też swoje życie. Mam swoje marzenia, cele, mam swoją pracę i mam siebie, więc niezależnie, czy będę z kimś, czy nie, nigdy nie zostanę z niczym, bo mam siebie. I to jest właśnie bycie szczęśliwym singlem.

Czyli singiel nie musi być singlem.

Tak jest. Chodzi o emocjonalną niezależność.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

  1. Kiedy córka kupila mi tę książkę ,powiedziałam ale nie chcę byc sama. Ale kiedy przeczytałam ją to zrozumiałam ,że to chodzi o umiejętność bycia samej ze sobą. Pokochanie siebie,polubienie siebie. Dziękuję Pani Beato za tą książkę ,która mnie wzruszyła parę razy i duzo mnie nauczyła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *