Dobro szerzy się jak pandemia
Dlaczego ja zawsze trafiam na psychopatę? Słyszałam to zdanie wiele razy od kobiet, które z trudem zbierały się po kolejnym niedanym związku.
– Myślałam, że tym razem będzie inaczej, ale takie moje nieszczęście, że po pewnym czasie zawsze odkrywam w nim potwora. Dlaczego jestem taka pechowa?
Nie jesteś pechowa. Nosisz w sobie wzór partnera zapisany w księdze obsługi twojego życia bardzo dawno temu. Każdy, kto będzie pasował do tego wzoru, będzie ci się wydawał atrakcyjny. Będziesz chciała z nim być. Dlatego na początku nie będziesz dostrzegała niektórych reakcji, nie będziesz słyszała niektórych słów, będziesz potrafiła usprawiedliwić zachowania, które u innego człowieka wywołałyby u ciebie alarm i włączenie ostrzegawczej czerwonej lampki. Podświadomie będziesz dążyła do tego, żeby zdobyć tego mężczyznę, wypełnić nim istniejący w tobie głód miłości i doznać uczucia ulgi, że wzorzec został dopełniony. Przez kilka tygodni albo miesięcy będziesz szczęśliwa. Potem zaczną się pojawiać problemy, nieporozumienia, kłótnie, może także przemoc i inne symptomy toksycznego związku.
Dla wielu osób to jest norma. Tak dla nich wygląda normalność, bo przecież „nie ma idealnych ludzi ani idealnych związków”.
Zgodzę się z tym stwierdzeniem. Nie ma idealnych związków. Ale są zdrowe związki. Takie, w których partnerzy okazują sobie szacunek, życzliwość i dobro.
Nie w taki sposób, że jedno jest zawsze dobre, uległe i wykorzystywane przez drugą osobę, bo to jest raczej objaw toksycznego związku, a nie zdrowej relacji. W dodatku obie strony – zarówno wykorzystująca, jak i wykorzystywana – odnoszą z tego pewne korzyści i dlatego trwają w takim związku mimo że czują się w nim nieszczęśliwi.
Istnieją jednak związki, w których panuje prawdziwe porozumienie i dobra, życzliwa wzajemna relacja. I znów, nie chodzi o to, że małżonkowie nigdy się nie kłócą, bo jego nigdy nie ma w domu, bo pracuje dwanaście godzin na dobę, wraca późno i nie ma ochoty na dyskusje. W takim związku rośnie tylko samotność, a nie miłość.
Nie chodzi też o to, że umówili się, że zawsze będą dla siebie mili ani o to, że wymieniają się świadczeniami, na zasadzie „jeśli ty zrobisz to, co jest dla mnie ważne, to ja zrobię to, co jest ważne dla ciebie”. To jest umowa handlowa, a nie miłość. I nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że umowa handlowa nigdy nie trwa wiecznie. Jest zawierana na pewien czas i pod pewnymi warunkami, a kiedy okoliczności ulegną zmianie, kontrahenci mogą chcieć zmienić dostawcę swoich dóbr. Wtedy związek się rozpada.
Co jest więc potrzebne do tego, żeby stworzyć zdrowy, dobry, szczęśliwy związek?
Jestem ciekawa czy cię zaskoczę jeśli powiem, że do stworzenia zdrowego, szczęśliwego związku są potrzebne dwie szczęśliwe osoby. A mówiąc dokładniej: dwie osoby, które są na tyle dojrzałe emocjonalnie, że znają swoje słabości, wady i ograniczenia oraz szczerze w głębi serca każde z nich chce pracować nad tym, żeby stać się lepszym człowiekiem. Można powiedzieć, że są w nieustającej terapii albo autoterapii, obserwując swoje myśli i emocje, zmieniając swoje podświadome kody, starając się zrozumieć prawdziwe źródło swoich reakcji i wszystkich uczuć, od radości przez smutek aż po złość.
Nie chodzi o to, że zabraniam sobie być zła albo smutna. Ja chcę zrozumieć co budzi we mnie tę złość albo smutek, jaki czuły punkt się we mnie uruchamia, skąd się we mnie wziął, z jakimi ukrytymi emocjami się wiąże, co to oznacza i czy istnieje sposób, żeby to w sobie uzdrowić.
I znów, moim celem nie jest to, żeby ukryć negatywne emocje przed sobą ani przed innymi. Jak chcę zrozumieć SKĄD tak naprawdę te emocje się we mnie biorą, z jakich podświadomych przekonań wyrastają, o jakim podskórnym moim problemie mogą świadczyć. Robię to nie po to, żeby sprawić przyjemność drugiej osobie i nie po to, żeby ratować nasz związek. Robię to dlatego, że naprawdę chcę być lepszym, mądrzejszym człowiekiem, który ma ze światem dobrą, mądrą, kochającą relację. Ja naprawdę chcę być życzliwa. I naprawdę chcę dostrzegać dobro w innych. Naprawdę chcę być dobrym człowiekiem.
Niezależnie od okoliczności.
Powiesz, że dobrych zawsze się wykorzystuje? Że kiedy jesteś dobra, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie próbował coś na tym zyskać i nadużyć twojego zaufania?
Nie zgodzę się z tym.
Z mojego doświadczenia wynika, że dobro szerzy się jak pandemia 😊 Udziela się innym, zaraża ich pozytywną energią. Daje im szansę na to, żeby dołączyć do jasnej strony świata, pokazuje im, że to jest możliwe i uczy jak to zrobić.
Czy zauważyłaś, że napisałam „obie osoby”? 😊
Czy odpowiesz mi teraz, że owszem, ty byłabyś gotowa podjąć pracę nad swoim charakterem i przekonaniami, ale tyle razy próbowałaś namówić do tego swojego partnera, a on to wyśmiewa, odmawia albo ignoruje.
Powiem ci tak: KTOŚ MUSI BYĆ PIERWSZY.
Tak jest ze wszystkim w życiu.
Ktoś musi być tym pierwszym, który przerwie zaklęty krąg, przestanie powtarzać wyuczone wcześniej zachowania i włoży tyle pracy, ile będzie konieczne, żeby zmienić swój sposób myślenia, za którym w konsekwencji nastąpi też automatyczna zmiana postrzegania i zachowania.
Nie chodzi o to, żeby wykonać tę pracę za kogoś.
Chodzi o to, żeby zrobić to dla samej siebie.
A najbardziej magiczny sekret polega na tym, że kiedy ty skoncentrujesz się na swoim zadaniu i szczerze, uczciwie w głębi serca zaczniesz pracować nad tym, żeby stać się lepszym człowiekiem, to czarodziejskim sposobem inne osoby w twoim otoczeniu też same z siebie nabiorą ochoty do zmiany. Sprawdziłam to w różnych życiowych sytuacjach i mogę ci dać słowo honoru, że tak właśnie działa.
Dodam jednak od razu jeszcze jedno zastrzeżenie. Jeśli zaczniesz się zmieniać po to, żeby on się zmienił, to najprawdopodobniej poniesiesz klęskę. Twoja wewnętrzna przemiana nie ma być sposobem manipulacji innymi osobami. Musi wypływać z ciebie i mieć w sobie pierwiastek czystej, prawdziwej intencji. Wtedy zacznie działać także na innych.