Nieszczęścia chodzą parami
Pewnego dnia siedzieliśmy przy stole zbudowanym z desek na skraju dżungli. Zbliżał się najpiękniejszy czas tuż przed zmierzchem, kiedy słabnie upał, żaby zaczynają grzechotać w zaroślach nad rzeką, odzywają się cykady, ptaki wracają do gniazd przed nocą.
Czasem organizuję otwarte wyprawy, na które można się zapisać. Jadę wtedy daleko w świat z osobami, których nie znam. Dużo rozmawiamy na różne tematy, zaprzyjaźniamy się, dzielimy się doświadczeniem.
Tamtego popołudnia wszystko wydawało się doskonałe. Nawet moskity zagubiły się gdzieś w marzeniach, bo wyjątkowo nie próbowały dobrać się nam do skóry. Rzeka w dole migotała srebrzystym blaskiem, trzepotały długie liście palm, było magicznie cudownie.
W tej bajecznie spokojnej ciszy rozległo się nagle westchnienie. Nie takie, które jest lekkie i pełne zachwytu nad życiu. Wprost przeciwnie – wypływające gdzieś spod serca, ciężkie, przytłoczone niewesołymi myślami.
Wszyscy spojrzeliśmy na Jacka.
Westchnął jeszcze raz.
– Przypomniałem sobie nagle co mnie czeka po powrocie do domu – powiedział. – I od razu cały się zestresowałem.
– Złe wiadomości? Coś się stało?
– Nie, nic się nie stało – odrzekł Jacek. – Nawet nie włączałem telefonu, żeby sprawdzić maile.
– Zmieniasz pracę? – domyślił się ktoś.
– Przeprowadzka? – podsunął ktoś inny.
– Operacja?
– Rozwód?
– Skok na bungee?
– Nie, nie, nie! – Jacek zaczął machać rękami. – No co wy! Bez przesady! Gdybym miał się jeszcze do tego przeprowadzać, rozwodzić albo żenić, to nie wiem jak moje serce by to wytrzymało!
– To czego się boisz? – zapytał ktoś po chwili.
– Normalności – powiedział Jacek i zapadła cisza.
Kilka osób pokiwało głowami ze zrozumieniem.
– Niedawno w biurze myślałem, że mam zawał serca. Nagle złapał mnie taki ból, że nie mogłem oddychać. Ktoś zauważył, że stoję blady jak ściana, wezwał pogotowie, zabrali mnie na badania. Lekarz powiedział, że nie wolno mi się denerwować.
Jacek roześmiał się gorzko.
– Ale jak ja mam się nie denerwować?! No jak?! W pracy ciągły wyścig i presja, żeby robić więcej, szybciej, osiągać lepsze wyniki. Wracam do domu, a tam ciągłe pretensje, wieczne zarzuty, nikt nigdy nie jest ze mnie zadowolony. Jak zrobię coś z własnej inicjatywy, źle, jak nic nie zrobię, jeszcze gorzej. Wymagania, fochy, kłótnie o byle co. Jak ja mam się nie denerwować?… Czuję się jak niewolnik mojego własnego życia. Doszło do tego, że zacząłem się zastanawiać z którego mostu skoczyć. Wtedy zobaczyłem ogłoszenie o wyprawie do dżungli, rzuciłem wszystko i to mnie uratowało.
– Na chwilę – dodał ponuro kilka sekund później. – Bo właśnie sobie przypomniałem o tym, że niedługo tam wrócę. I jak ja mam się nie denerwować!
Zwrócę twoją uwagę na pewien ważny fakt.
Pod wpływem stresu w całym organizmie zachodzą poważne zmiany. Dotyczy to oczywiście także mózgu. W stan zwiększonej aktywności zostaje wprowadzone ciało migdałowate, podzwgórze i przysadka mózgowa, które kierują wydzielaniem adrenaliny, noradrenaliny i kortyzolu, czyli hormonów stresu wprowadzających ciało w stan wyjątkowy.
Jednocześnie ograniczone zostaje działanie tych części mózgu, które nie są konieczne do natychmiastowej obrony życia – takich jak na przykład hipokamp kierujący procesami uczenia się, kojarzenia, racjonalnego myślenia, wyciągania wniosków.
To świetny mechanizm przypominający działaniem tamę w dorzeczu.
Kiedy trzeba, cała woda w rzece płynie swobodnie. W razie konieczności część rzeki zostaje odcięta po to, żeby wzmocnić jedno wybrane koryto. Woda wtedy przyśpiesza, nabiera nadzwyczajnej mocy, tworzy się potężny wodospad.
Jeżeli zamknięcie tamy trwa krótko i woda zostanie przywrócona pozostałym mniejszym rzeczkom i potokom, życie będzie toczyło się jak wcześniej.
Ale jeśli woda zostanie odcięta na długo, nad suchymi strumykami zwiędną rośliny, znikną zwierzęta i okolica zamieni się w pustynię.
Tak samo jest w mózgu.
Przy przedłużającym się stresie zaczyna się zmieniać wielkość, struktura i działanie mózgu.
Wzrasta liczba i aktywność połączeń neuronów w ciele migdałowatym (co zwiększa podatność na odczuwanie stresu), a jednocześnie osłabieniu ulegają sygnały w hipokampie (odpowiedzialnym za zdolność do uczenia się, rozwijania, zapamiętywania), zanikają połączenia synaptyczne między neuronami w korze przedczołowej (kierującej zdolnością do koncentracji, podejmowania decyzji, wyciągania wniosków i relacji międzyludzkich), co w konsekwencji prowadzi do skurczenia się tej części mózgu.
To oznacza, że im dłużej trwa stres, tym gorzej człowiek jest w stanie sobie z nim radzić.
Bardziej gwałtownie i nieprzewidywalnie będzie się zachowywał w sytuacjach, które wcześniej wcale nie albo prawie w ogóle nie wydawały mu się stresujące.
Tam, gdzie kiedyś reagował śmiechem, teraz wybuchnie gniewem.
Zadania, z którymi sobie radził, teraz będą się wydawały niewykonalne.
Zniknie spokój ducha i wiara w to, że poradzi sobie w przyszłości.
Z coraz większym trudem będzie zajmował się bieżącymi sprawami, bo galopujące myśli będą przeszkadzały w koncentracji.
Pojawią się uczucia bezsilności, osaczenia, zniewolenia i beznadziei.
Człowiek doprowadzony do ostateczności będzie zrywał się do walki, ale ponieważ fizycznie, psychicznie i emocjonalnie jest wycieńczony, to nie wie już nawet o co walczy ani jak ma to zrobić. Czeka go więc gorzka porażka, rozczarowanie, poczucie samotności, wyobcowania, bycia ofiarą pokrzywdzoną przez los.
Ale gdyby tak cofnąć film z nagraniem jego życia, co zobaczylibyśmy na początku?
Najprawdopodobniej stresującą sytuację, która obniżyła jego odporność i siłę, potem drugi stresujący czynnik, który w normalnych okolicznościach być może nie naruszyłby jego równowagi, ale teraz dodatkowo go obciążył. W tym stanie trzecia stresująca sytuacja może się wydawać czymś niemożliwym do zniesienia.
Czy znasz to może ze swojego życia?
Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Czasem nawet trójkami i w jeszcze większych stadach. Wiesz dlaczego tak jest?
Wcale nie dlatego, że jedna niesprzyjająca okoliczność przyciąga następną.
Jest tak raczej dlatego, że jeśli nie umiesz sobie skutecznie poradzić z jednym stresem, to każde następne niemiłe zdarzenie będzie przez ciebie postrzegane jako tragedia i będzie pogłębiało twój stres.
Gdybyś był wolny od stresu, łatwo i bez wysiłku poradziłbyś sobie w tej sytuacji, bo twój umysł działałby w pełni swojej mocy.
Dlatego tak bardzo ważne jest to, żeby mieć świadomość tego co dzieje, na bieżąco rozładowywać stres i prowadzić taki tryb życia, który profilaktycznie chroni przed nadmiernym gromadzeniem się stresu.
Bardzo piękne i prawdziwe.