fbpx

Biedni i bogaci

Kiedy zaczęłam podróżować, mój świat nagle zmienił się tak radykalnie, że musiałam uczyć się go na nowo. Na początku usiłowałam jeszcze trzymać się kurczowo wszystkiego co wiem, bo wydawało mi się, że przecież gdybym się tego wyrzekła, zostałabym z dręczącą pustką.
 
Dlatego najpierw uparcie usiłowałam dostosować świat i ludzi do moich przekonań. I pozornie wydawało się, że to jest możliwe. Ale prędzej lub później życie podskakiwało jak dziki, swobodny mustang, a ja spadałam na twarz i uważałam, że to jest bardzo niesprawiedliwe. Boli, zmusza mnie do wysiłku, zasypuje mnie pytaniami, na które nie jestem w stanie znaleźć dobrych odpowiedzi.
 
Aż pewnego dnia było mi tak ciężko, tak trudno i tak rozpaczliwie, że musiałam się poddać. Szłam przez dżunglę w lodowatym deszczu, który padał od wielu dni.
 
Czy wiesz jak to jest maszerować przez splątaną gęstwinę roślin z plecakiem i w mokrym ubraniu? W mokrych butach puchną ci poobcierane stopy, na których skóra wygląda tak, jakbyś właśnie wyszedł z kąpieli. Mokra bielizna przy każdym ruchu ociera się o ciało i żłobi w nim coraz głębsze, coraz bardziej czerwone i coraz bardziej bolesne otarcia. Masz gorączkę i niezagojone rany na nogach, ale idziesz. Bo nie ma innej opcji.
 
Idziesz przez kilka godzin. Przerwa. Odpoczynek. Zjadasz rozmiękłego krakersa. Pijesz trochę zimnej wody o ohydnym smaku kropli jodyny. I idziesz dalej. Utykając na bardziej bolącą nogę, nie powstrzymując łez, które płyną po policzkach mieszając się z kroplami deszczu. Idziesz dalej.
Idziesz dalej.
Po południu przewodnicy stają, więc zrzucasz plecak, padasz na mokrą ziemię. Gdybyś był tam sam, już dawno zginąłbyś z głodu, chłodu i samotności, zaatakowany przez drapieżniki albo własną rozpacz.
 
Na szczęście nie jestem sama.
Indianie rozpalają w deszczu ogień. Cudem znajdują w mokrej dżungli takie drewno, które płonie w ognisku. Przynoszą liście palm. Budują szałas. Robią z patyków prostą konstrukcję nad ogniskiem, na której wieszają garnek. Gotują wodę. Zupę. Przynoszą kawałek wędzonego węża.
 
– Jedz – mówią do mnie.
Jem. Czuję jak wraca płomyk nadziei.
I czuję, że wszystko, co do tej pory wiedziałam o świecie, to kłamstwo.
Ci, którzy mają najmniej, w rzeczywistości mają najwięcej.
Ci, którzy mieli być „prymitywni” są najbardziej rozwinięci.
A ci, o których z politowaniem mówi się, że są tacy „biedni”, w gruncie rzeczy są prawdziwymi bogaczami.
 
Obudziłam się z długiego snu.
Otworzyłam oczy.
I dopiero wtedy zaczęłam widzieć jaka jest prawda.
 
Prymitywny jest ten, kto ogląda pornografię w Internecie i kupuje brukowca, żeby dowiedzieć się kto kogo i w jaki sposób zarąbał siekierą.
Biedny jest ten, kto mimo posiadania wielkiej liczby przedmiotów nie potrafi się nimi cieszyć.
Głupi jest ten, kto produkuje masowo trującą żywność, powoduje w ten sposób epidemie śmiertelnych chorób, ale wciąż z zadowoleniem przelicza pieniądze, jakie na tym zyskał.
 
Prymitywna cywilizacja to taka, która oferuje masowo i tanio śmieciowe pożywienie dla ciała i umysłu, bo wyżej stawia pieniądze niż zdrowie i życie swoich własnych obywateli.
Prymitywna cywilizacja to taka, która wyśmiewa się z innych cywilizacji, bo nie jest w stanie ich zrozumieć.
 
Bogaty jest ten, kto jest wdzięczny za to, co już ma. Bo szczęściem nie jest fakt posiadania wielkiej ilości rzeczy, ale umiejętność i możliwość ich wykorzystania.
Mądry jest ten, kto rozumie przyrodę i jest w stanie współgrać z jej rytmem, ucząc się jak najlepiej wykorzystać to, co ma do zaoferowania, czerpać z jej owoców, bogactw i siły, a jednocześnie dbać o to, żeby nie naruszyć jej równowagi.
Szczęśliwy i spełniony jest ten, kto przez całe życie rozwija swoją inteligencję, siłę ciała i wewnętrzną moc, bo dzięki temu jest w stanie osiągać cele, jakie sobie wyznaczy.
 
Siedziałam w mokrej dżungli pod dachem z liści palmowych i czułam się jak dziecko.
 
Wszystko, czego nauczyłam się wcześniej w szkole, było mi nie tylko kompletnie zbędne, ale i blokowało umiejętność postrzegania i rozumienia tego, co dzieje się na świecie.
 
Ogrzałam się przy ogniu, zjadłam gorący posiłek, położyłam się w hamaku rozwieszonym między dwoma ołówkowymi drzewami i nagle mnie olśniło, że ja ze wszystkimi fajnymi latarkami, scyzorykami, butami, ubraniami i aparatami fotograficznymi nie wiem nic o życiu. I w ogóle nie umiem żyć.
 
miedzy swiatami

Komentarze

  1. To dlaczego nie sprzeda Pani wszystkiego i nie zamieszka w tym wspaniałym mądrym świecie w szałasie z liści palmowych z opaską na biodrach?

    1. Może nie myślałem o tak ekstremalnej zmianie trybu życia, ale o zmianie z, mam coraz więcej na rozdaję coraz więcej i żyję w myśl powiedzenia, że: „Bogatym człowiekiem nie jest ten, kto ma najwięcej, lecz ten, kto potrzebuje najmniej”.
      Tryb i sposób życia jest naszym indywidualnym wyborem, ale pisanie o wielkości ludzi, którzy nie mają nic w rozumieniu „zachodu” i organizowanie komercyjnych wypraw depczących miejsce ich zamieszkania budzi we mnie ambiwalentne odczucia 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *