Wywiad dla Vivy
Rozmawiamy w jej nowym domu. Sama hoduje miętę, którą dodaje do wody mineralnej – smak naprawdę boski. Ogromna sypialnia, meble tylko niezbędne. Dwa koty baraszkujące w salonie .Beata cały czas się uśmiecha.
– Cieszysz się?
Bardzo. Budzę się rano i myślę ,że świat jest piękny. Zanim się tu wprowadziłam, też myślałam, że świat jest piękny. Ten dom to tylko wisienka na torcie.
– Gdy zmieniamy domy, zmieniamy się też sami? W nowych domach jesteśmy inni?
Nie wydaje mi się. Ja chciałam tylko mieć więcej przestrzeni i móc rano dotknąć stopami ziemi, usiąść sobie w słońcu, poczuć wiatr we włosach. To jest możliwe wtedy, kiedy masz swój ogród. A teraz mam. I moje koty mogą teraz wychodzić na dwór, kiedy chcą, sa wreszcie wolnymi osobami. Hasają po chaszczach i wracają rano z rzepami w sierści. Ale jakie szczęśliwe!
– Nie powiesz mi, że ten nowy piękny dom kupiłaś dla kotów?
Dla siebie też, ale dla nich również. Uświadomiłam sobie, że kiedy trzymasz koty w mieszkaniu, one stają się twoimi niewolnikami, zdanymi całkowicie na twoja łaskę. Sa niewolnikami betonu, a przecież beton to nie jest miejsce naturalne dla nikogo – ani dla ludzi, ani dla zwierząt. Wymarzyłam sobie taki dom urządzony na biało. Dużo słońca, dużo światła i przestrzeni. Symboliczna czystość. Tym bardziej, że ja pracuję w domu, więc tu piszę, myślę, rysuję, obmyślam audycje do radia. Otwarta przestrzeń i minimalistyczne wnętrze sprzyjają skupieniu i pracy twórczej.
– To tak jakbyś zaczęła nowe życie, jakbyś miała nowego kochanka/
Nowego kochanka? (śmiech). No dobrze, jak chcesz. Ale moje nowe życie zaczęłam wiele lat temu, kiedy zmieniłam mój sposób myślenia. Otworzyłam się, odzyskałam wolność, szczególnie te najważniejszą, wewnętrzną, czyli pozbyłam się moich własnych ograniczeń. Jest mi cudownie.
– Nie możesz żyć bez pisania?
Dlaczego tak myślisz? Jestem wolnym człowiekiem, to znaczy, że mam prawo wyboru i sama podejmuję decyzje dotyczące mojego życia. Niczego nie muszę. Podczas podroży na przykład nie piszę.
– Podróżujesz po to, żeby to potem opisać.
Nie. Podróżuję z ciekawości. Żeby przeżyć coś nowego. A czy będzie z tego książka, okazuje się po powrocie. Nie z każdej podróży piszę książkę. Na przykład nie wiem dlaczego do tej pory nie opisałam mojej wyprawy w Himalaje, kiedy wchodziłam na sześciotysięcznik. To była niesamowita wyprawa. Tam zrozumiałam, że warto próbować tego, co jest nieznane i co wydaje się bardzo trudne. Bo ja przecież ja nigdy wcześniej się nie wspinałam i nawet nie chodziłam po górach. Zawsze uważałam, że jestem człowiekiem dżungli i że dżungla to mój świat. Gorący, tropikalny, wilgotny. Taki, jak lubię.
– A ty jesteś kolejnym wcieleniem King Konga?
Oj, chyba nie. Jakoś nie mam skłonności do młodych pięknych dziewcząt, jak King Kong (śmiech). Kiedy zaproponowano mi udział w wyprawie wysokogórskiej na szczyt wulkanu Mismi w peru, to tylko się roześmiałam i powiedziałam, że bardzo dziękuję, ale to nie moja bajka. A potem pomyślałam – spróbuję!! Pojechałam z nimi w Andy, a rok później weszłam na sześciotysięcznik w Himalajach w Nepalu. To było niesamowite!
– Ciężko było?
Bardzo ciężko. Idziesz i myślisz sobie, że to szaleństwo. Jest tak mało tlenu w powietrzu, że próbujesz oddychasz, ale masz wrażenie, że zaraz się udusisz, a w dodatku cały czas musisz iść pod górę. Pomyślałam więc sobie: zrobię dwanaście kroków i zastanowię się, czy idę dalej czy wracam. Mogłam w każdej chwili zawrócić, ale coś mnie pchało naprzód od środka. Jakas szalona chęc, pragnienie.Ciało odmawialo posluszenstwa, więc postanowiłam, że zrobię tylko następne dwanaście kroków. Liczyłam: jeden, drugi, trzeci, brakuje sił, ale robię czwarty, piąty i szósty, walka o tlen, siódmy, ósmy, dziewiąty, jeszcze tylko trzy – dziewiąty, dziesiąty, uda się!! Aż doszłam do dwunastu. I wtedy pomyślałam, że zrobię jeszcze raz dwanaście kroków, a potem znowu dwanaście. Aż weszłam na szczyt. I tam zrozumiałam, że dobrze jest włożyć w coś dużo wysiłku – nie dlatego, żeby spojrzeć w dół ze szczytu i ogłosić zwycięstwo. Tylko by przekonać się, jaką mam niesamowitą wewnętrzną siłę, która potem została ze mną. W każdej chwili mogę z niej korzystać.
– Co z nią robisz?
Używam jej na co dzień. Do pisania książek, wpadania na nowe pomysły, prowadzenia programu w radiu, do biegania, do rysowania, do pisania felietonow i reportaży, robienia zdjęć. Wiesz, że nie mam żadnych zaległości? Ani poczucia że nie nadążam? Mam czas na wszystko, co jest dla mnie ważne. To jest cudowne uczucie.
– Ale ile tu jest okien do umycia, ile podłóg do wyczyszczenia.
Na szczęście są firmy, które się w tym specjalizują.
– Mowisz jak bogaczka.
Nie, ale wiem, że ja w czasie mycia tych wielkich okien mogę napisać ze dwa felietony. Za połowę sumy, jaką w ten sposób zarobię, zapłacę za sprzątanie. To chyba uczciwe.
– Nauczyłaś się liczyć.
A właśnie że nie (śmiech). Nadal nie wiem ile mam na koncie ani w portfelu. Ważne tylko, że starczyło mi na kupienie i urządzenie tego domu.
– Pieniądze więc nie są dla ciebie ważne?
Pieniądze jako cel – nie. Nigdy nie były. Wiesz co jest dla mnie ważne? Uczciwość. teraz pewnie powiesz, że to banalne, ale coś ci powiem. Uczciwość polega na tym, żeby myśleć to samo, co się robi i odwrotnie. Czyli żeby to co myślisz w cichości swojego serca i to co robisz publicznie było tym samym. To jest dla mnie uczciwość. A najtrudniejsze ze wszystkiego to być uczciwym wobec samego siebie. Ludzie ciągle mają taki odruch, żeby udawać coś albo kogoś , tworzyć iluzję. Najtrudniej jest przyznać się przed sobą do takiej iluzji, którą sama stworzyłaś. To wymaga największej odwagi ale też daje największą siłę.
– A jakie były te twoje iluzję?
Bardzo długo udawałam przed sobą, że jestem ogromnie samodzielna i nie potrzebuję nikogo. A jeżeli z kimś jestem, to jutro możemy się bez żalu rozstać. Mówiłam, że gdyby on odszedł albo gdybym ja odeszła, nie byłoby żadnej sprawy. I dopiero niedawno sobie uświadomiłam, że to wcale nie była prawda. Bo ja nie umiałam być sama. Dotarło do mnie, że gdy tylko się z kimś rozstawałam, natychmiast zaczynałam szukać kogoś nowego.
– Przyznałaś się nawet w jakiejś rozmowie do seksoholizmu.
Moje słowa zostały przekręcone, nigdy nie byłam uzależniona od seksu.
– To od czego?
Od miłości. Myliłam seks z miłością i dlatego wydawało mi się, że nie mogę bez niego żyć. Bo podświadomie odbierałam seks jako symbol miłości, jak wyznanie najgłębszych uczuć. Bliskość fizyczna podświadomie dawała mi brakujące poczucie bezpieczeństwa. Uświadomiłam to sobie wtedy, kiedy po kolejnym rozstaniu chciałam się jak najszybciej z kimś związać i było mi właściwie wszystko jedno z kim. Byle był miły. I nagle mnie olśniło. Uslyszalam moje własne myśli: Chciałam być z kimkolwiek?! Byle był miły?! Serio?! Przestałam udawać przed sobą, zdobyłam się na odwagę stuprocentowej uczciwości wobec samej siebie i wtedy nagle zrozumiałam, że tak naprawdę w głębi duszy ja się po prostu bardzo bałam samotności.
– Kiedy to było?
Dziesięć , może piętnaście lat temu. Wtedy uświadomiłam sobie, że ten strach przed samotnością, przed odrzuceniem, przed wyśmianiem od dawna rządził moim życiem. Był jak potwór, nad którym nie miałam żadnej władzy i ciągle udawałam, że on nie istnieje. I wiesz co się stało? To jest nabardziej niesamowita rzecz pod sloncem! W momencie kiedy zdobywasz się na odwagę i uczciwie przed samym sobą przyznajesz się do tego jak jest, czego się tak bardzo boisz, przed czym uciekasz, czego tak bardzo potrzebujesz, kiedy powiesz to samej sobie prosto w oczy, to nagle ten potwor traci moc. Po prostu znika. Tak jakby wcześniej miotał się zamknięty w pudelku, a w chwili, kiedy odważysz się zajrzeć do tego pudełka i przyznać się do tego, co w nim jest, strach znika. A ty zyskujesz wielką moc.
– Patrzyłaś w lustro i rozmawiałaś sama ze sobą?
Owszem. I wszędzie indziej, przez caly czas. Na spacerze, pod prysznicem, przy robieniu herbaty i schodzeniu do schodach. Tak długo szukałam w sobie uczciwej odpowiedzi, az wreszcie ją znalazłam. I wtedy nie masz już nawet cienia wątpliwości, że to jets wlasnie prawda.
– Co daje takie przyznaje się?
Moc, zaufanie we własnej siły i wiarę w to, że wszystko jest możliwe. Wtedy już umiesz być sama i nie boisz się tego, co ludzie o tobie pomyślą, nie próbujesz grać kogoś lepszego niż jesteś, albo kogoś, kto zawsze da sobie radę. Jesteś po prostu sobą. Silnym fantastycznym, spełnionym sobą.
– I dlatego jesteś teraz sama, uchodząc za zatwardziałą singielkę?
Nie jestem zatwardziałym single (śmiech), wiem, że bycie we dwoje może być wspaniałe. Tyle tylko, że nie zgadzam się być z kimś tylko dlatego, żeby być z kimkolwiek. Nie mam takiego przymusu. Nie muszę. Mogę. Jeżeli spotkam mężczyznę, z którym będę chciała być, uczciwie, z szacunkiem i przyjaźnią, to fantastycznie, wtedy z nim będę. A jeśli nie spotkam kogoś takiego, to będę sobie dalej sama. Z przyjemnością. Zjesz coś, Krysiu?
-A co masz?
Ugotowałam dzisiaj rano, zobacz: ziemniaki z soczewicą, kalafiorem i świeżymi ziołami. Zioła z mojego ogródka.
– Bardzo smaczne to twoje danie. A co tak naprawdę robisz dla siebie, dlatego że to bardzo lubisz?
Poza gotowaniem? Lubię rysować, oglądać filmy, piszę sobie różne rzeczy, takie nie przeznaczone do publikacji.
– Wańkowicz twierdził, że pisać lubią tylko grafomanii.
Naprawdę? Nie będę się z nim spierać. A zresztą wszystko mi jedno czy pisanie to grafomania czy nie. Po prostu lubię to robić . Mam przy tym takie poczucie, że to nie są przypadkowe słowa rzucone na papier, i że to nie ja je składam ze sobą, ale one same przychodzą, układają się w zdania i tworzą pewien sens. Pytałaś czy jestem uzależniona od pisania. Ale wiesz co, uzależnienie to pewien stan umysłu, który zmusza cię od wewnątrz do robienia czegoś, co przynosi ci szkodę i podsuwa jednocześnie pozornie racjonalne argumenty dlaczego chcesz to robić, mimo że w głębi duszy wcale tego nie chcesz. Ja nie jestem już uzależniona od niczego.
– Przeszłaś przez różne uzależnienia. Papierosy, anoreksja, alkohol.
Tak, dlatego jestem w stanie zrozumieć ich mechanizm i wiem też, ze można z nich wyjść. Uzależnienie to stan umysłu, można się go pozbyć poprzez zmianę sposobu myślenia.
– Gdyby to było takie proste, narkomani nie potrzebowaliby żadnych odwyków.
Odwyki są potrzebne, żeby odtruć organizm, ale dopiero potem zostaje do wyleczenia cała głowa i dusza. I to jest najtrudniejsze, ale i daje największą radośc. To jest jak wejście na Mt. Everest. Super sprawa.
– Kiedy się poznałyśmy, bylaś zagubiona dziewczynką.
Chyba tak, nie pamiętam już kiedy to było.
– Zaczynałaś cykl „Swiat według blondynki” w Radio Zet, miotałaś się, walczyłaś z bulimią, z anoreksją. A teraz siedzę obok dojrzałej, zdecydowanej kobiety, która świadomie dokonuje wyborów.
Prawda. Z jedną uwagą. Zawsze o sobie myślałam, że jestem człowiekiem, a nie kobietą. Kobieta to już ograniczenie. Nie jestem dziennikarką, nie jestem pisarką albo pisarzem czy fotografem. Jestem człowiekiem, a to mi daje wszystkie możliwości. Cokolwiek sobie wymyślę i czuję, że to do mnie pasuje, jestem w stanie zrealizować. Jeżeli będę chciała mieć hotel na Karaibach to będę go miała, jeżeli będę chciała zostać w dżungl,i to zostanę tam. Jeżeli będę chciała przeprowadzić się na wieś i zbudować tam rakietę kosmiczną, zbuduję ją.
– Jeżeli będziesz chciała polecieć na Marsa?
To polecę, tylko po co? Bardzo podoba mi się tu na Ziemi. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, których nie znam i tyle pięknych miejsc, których jeszcze nie widziałam. Wiesz co jest moim największym sukcesem?
– Pisanie bestselerów.
Nie, nie. Mój największy sukces to przyjaciel, którego znalazłam w samej sobie. On mnie wspiera, od niego uczę się jak siebie kochać .
– Kiedyś siebie nienawidziłeś?
Tak, byłam dla siebie największym wrogiem. Podświadomie uważałam, że jestem gorsza, nieważna, że nie można mnie lubić, że zawsze muszę się o wiele bardziej starać, żeby ktoś mnie pochwalił, że nie jestem taka ładna jak inni, taka mądra ani taka szybka i nie będzie nikt nigdy chciał ze mną być.
– A teraz mówisz: brawo, ja?
Teraz mówię: moja kochana, świetnie to zrobiłaś, jestem z ciebie dumna! Moja podświadomość to słyszy i cieszy się razem ze mną. Jesteśmy w największej przyjaźni. I dlatego cokolwiek się zdarzy, będzie mi dobrze.
– Nawet wieczorem, kiedy lęki wyglądają z ciemności? A ty jesteś tu całkiem sama?
Lęki?! Jakie lęki? (smiech). No coś ty! Żadne lęki już nie wyglądają z moich kątów, daję ci uroczyste słowo honoru. A wieczorem uwielbiam być sama, siedzę sobie na tarasie i patrzę jak drzewa się poruszają. I myślę że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Rano się budzę w mojej zaczarowanej sypialni, w której o wschodzie i zachodzie w tym samym miejscu widzę słońce. Rozumiesz? Dokladnie w tym samym oknie mam slonce o wschodzie i zachodzie, bo jakims magicznym sposobem odbija się od innych okien i pada mi zawsze prosto na twarz.
– Chodzisz wcześnie spać , jeszcze przed zachodem słońca?
Będziesz się ze mnie śmiać, ale trudno. Chodzę spać o ósmej wieczorem, wstaję o piątej trzydzieści. Codziennie rano biegam przez pola, miasto jeszcze śpi, jest tak cicho i pusto, jakbym była jedynym człowiekiem na ziemi. To niesamowite uczucie. Biegnę sobie bez pośpiechu, słucham jak szeleszczą drzewa i śpiewają ptaki.
– I co mówią?
– Jak to co? Mówią: Kocham cię!
– Po czym wracasz i siadasz do pisania.
Jem lekkie śniadanie, pogadam chwilę z moimi kotami i siadam do pracy.
– I nie myślisz o tym,że czas płynie i że możesz nie zdążyć.
Że z czym nie zdążę? Jeśli z czyms nie zdążę, to znaczy, że to nie było aż tak ważne. I nie martwię się na zapas. Myślę tylko o tym, co jest dzisiaj.
– A nie chciałabyś, żeby ktoś cię trzymał za rękę, przytulił cię? Nie brak ci tego?
Uwielbiam iść z kimś trzymając się za ręce, ale od pięciu lat jestem sama i wcale mi to nie przeszkadza. Kiedyś myślałam, że nie mogłabym żyć bez seksu a teraz to dla mnie żaden problem. Bo wiesz jak to jest. To jest tak samo jak z czereśniami. Czasami jest lato i wtedy sa czereśnie. Zajadasz się nimi i myślisz, że są fantastyczne, takie słodkie i soczyste. A potem czereśni nie ma i po prostu ich nie jesz. I nie tęsknisz za nimi, bo masz wtedy inne równie słodkie owoce do jedzenia.
– Napiszesz o tym następną książkę?
O czereśniach?
– O czereśniach i seksie.
Seks i czereśnie, piękny tytuł.
– Pójdzie jak woda. I wtedy kupisz jeszcze jeden domek.
Ale w Ameryce Południowej, gdzieś na skraju dżungli, żebym nie musiała wycinać drzew. I będę tam żyła tak jak uwielbiam, w ciszy, bez gazet, bez telewizora. W moim nowym domu świadomie zdecydowałam, że nie chce mieć telewizji, bo codzienne wiadomości to jak wielki odkurzacz, który zbiera ze świata wszystkie brudy, a potem je na mnie wysypuje. Nie oglądam wiadomości. A jeśli wybuchnie kolejna wojna, na pewno i tak jakoś się o tym dowiem. Chociaż z mojego punktu widzenia taka informacja nie jest mi do niczego potrzebna.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
lipiec 2015
Droga Pani Beatko piękny wywiad, piękne zdjęcia. Jestem na etapie szukania i zmieniania siebie. Przełomem był prawie 3 lata temu epizod nerwicy który zatrzymał mnie na kilka miesięcy. Wtedy odkryłam Panią. Od tego czasu małymi kroczkami odrywam siebie. Nie jest to prosta droga. W miedzy czasie znów nerwica ale tym razem łagodniejsza (leki mniejsze, objawy somatyczne też). Zrozumiałam wtedy że za szybko odpuściłam, ze jest to praca nad sobą cały czas. Czasami są potknięcia którym się nie poddaję. Dają mi one siłę by dalej pracować nad sobą.
Teraz uważam że jednak nerwica była błogosławieństwem. Dzięki niej zrozumiałam że za bardzo wymagałam od innych, chciałam zmienić ich na siłę (zamiast zacząć od siebie) skupiałam się na złych rzeczach, obawach, lekach (może po to by zwrócić na siebie uwagę najbliższych?Może to był mój mechanizm obronny? Czułam się zagubiona, niekochana, nieszanowana, nijaka)
Pani Beatko dziękuję za wszystko 🙂
Pozdrawiam Ania
Mogę się podpisać pod tym tekstem, pod każdym zdaniem.
Też nerwica.
I też bardzo pomogła Pani Beata.
I również Ania 🙂
Pozdrawiam! 😉
Pani Beato mam do Pani pytanie jak karmi Pani swoje koty, bo chciałabym karmić swoje w zdrowy sposób, bo wiem ze sobie same tego nie zapewnią, bo niestety jak na razie mieszkam w kamienicy i nie złapią żadnej zdrowej myszki na łące,bo nie ma takiej w pobliżu :). Jakby mogła Pani opisać jak najlepiej odżywiać koty według Pani.
Pozdrawiam i czekam na odpowiedz 🙂