Tropikalny poranek
Uwielbiam tak podróżować. Przychodzę o świcie na plac, który służy za dworzec autobusowy. Ziemia pachnie świeżą, oszałamiającą wilgocią. Śpiewają ptaki. Wydaje się, że świat przestaje podlegać kalendarzom i zegarom, bo przecież tysiąc lat temu świt wyglądał dokładnie tak samo. To samo tropikalne słońce ożywiało zieleń liści na drzewach, niebo było tak samo błękitne, te same głosy ptaków wypełniały świat radosną muzyką.
I dziesięć tysięcy lat temu też tak było.
Złocisty kurz tak samo unosił się spod stóp majańskich wojowników, jak dzisiaj spod moich. Kwitły te same kwiaty o tej porze roku. Tak samo smakowała pieczona kukurydza i kakao. Tak samo na źdźbłach trawy migotały krople porannej rosy. Tak samo i zapewne o tym samym szumiały drzewa, które rosną tu w okolicy.
Kiedy śpią samochody, fabryki i biura, zanim przebudzi się huczący organizm miasta, świat jest znów tym, czym był przed przybyciem żelaza, spalin, pieniędzy, polityki i linii produkcyjnych do wytwarzania milionów tanich, nikomu nie potrzebnych przedmiotów.
Jest miejscem, gdzie toczy się życie. Prawdziwe życie, wolne od pogoni za tym, co wydaje się pożądane, ale co w gruncie rzeczy nie ma znaczenia.
Naprawdę chcesz kupić nowy zegarek, żeby zmierzyć, że zawsze brakuje ci czasu? I zarobić milion, żeby poczuć bezpieczeństwo finansowe? Ale czy naprawdę będziesz czuł się bezpieczny, wiedząc, że twój milion może zniknąć z banku jeśli rozpocznie się kryzys albo zmieni się wartość waluty?
Im więcej masz, tym bardziej się o to martwisz i tym więcej czasu musisz poświęcić na to, żeby to chronić. Więc może tak naprawdę wcale nie potrzebujesz mieć bardzo dużo? Może to co masz już wystarcza?…
Prawdziwym bogactwem nie jest przecież to ile mam na koncie, ale to, że żyję, oddycham, podróżuję, zdobywam, odkrywam i czuję wielką, niczym nieograniczoną radość.
Tak jak w tamten tropikalny poranek, kiedy wędrowałam śladami Majów po ziemi oblanej złocistym światłem słońca.
„Blondynka na Wyspie Zakochanych” – zobacz więcej