Pozytywne myślenie – wywiad dla portalu Polki.pl
Zdradź nam, gdzie Cię jeszcze nie było?
Beata Pawlikowska: Na Alasce. Czekam na dobry moment, żeby tam pojechać.
Czy podróże, fotografia, pisanie (lada dzień wychodzi Twój Kalendarz a potem nowa książka) to cel sam w sobie czy środek do celu? Ludzie myślą, że masz furę pieniędzy… Gdzie leży prawda?
Beata Pawlikowska: Podróżuję, bo zawsze o tym marzyłam i zawsze sprawia mi to fantastyczną radość. Fotografuję, bo zatrzymanie fragmentu nieustannie zmieniającej się rzeczywistości w kadrze to zajęcie magiczne. Piszę, bo kocham. To taka forma sztuki, która stała się mi najbliższa i jak każda forma artystycznego wyrazu jest czymś mistycznym, ponadzmysłowym, fascynującym. Taka jest prawda.
Pieniądze? Same przychodzą kiedy chcą. Nigdy nie użyłam sztuki dla zarabiania pieniędzy. Raczej odwrotnie. Wierzę w to, że czysta, natchniona sztuka jest bogactwem samym w sobie, więc w całkiem naturalny sposób przyciąga do siebie więcej bogactwa. I to dzieje się samo, bez mojego świadomego udziału.
Skąd pomysł na stworzenie „Kalendarza 2017”? Chodzi o pozytywne nakręcanie ludzi? Czym różni się on od innych kalendarzy?
Beata Pawlikowska: Pozytywne myślenie ma po prostu wielką przyszłość 🙂 Bo wiesz jak to jest. Można siedzieć, narzekać i czuć się kiepsko. Ale można też zdobyć się na wysiłek, żeby rozgonić ciemne chmury przygnębienia i dostrzec dobre strony rzeczywistości. Chodzi tylko o to w jaki sposób patrzysz na świat. Kiedy patrzysz pozytywnie, życzliwie i optymistycznie, masz więcej siły, radości i nadziei. I lepiej żyjesz.
Na Twoim profilu na facebooku mnóstwo jest żółtych karteczek ze złotymi myślami. To rodzaj terapii?
Beata Pawlikowska: To drobne przypomnienie o tym, co jest ważne. Wiem, że w pogoni codziennych spraw wiele ważnych rzeczy umyka. Kiedy zapętlisz się w rozpamiętywaniu przykrych wspomnień z przeszłości i strachu przed tym, co może się zdarzyć, zaczniesz mieć wrażenie, że toniesz. Wystarczy sobie wtedy uświadomić, że dawne urazy można po prostu puścić w niepamięć i że nie ma sensu martwić się na zapas. Wziąć głęboki oddech, przypomnieć sobie, że ważne jest to, co jest teraz i że najlepiej zajmować się jedną rzeczą na raz, i robić to z sercem. Ja właśnie o tym przypominam. Codziennie, o jednej drobnej, ale ważnej rzeczy.
Wracając do podróży: którą wspominasz jako najcenniejszą pod względem rozwoju osobistego, samoświadomości i wzbogacenia siebie?
Beata Pawlikowska: Podróże do dżungli amazońskiej były dla mnie fantastyczną szkołą życia. Tam zrozumiałam, że – przeciwnie do tego, czego uczy się w naszej zachodniej cywilizacji – w życiu wcale nie chodzi o to, żeby sprawnie i przekonująco robić dobre wrażenie i udawać kogoś, kto jest silny, odważny i samodzielny. W życiu chodzi o to, żeby BYĆ silnym, odważnym i samodzielnym. To ogromna różnica, która mnóstwo zmienia.
Czy miewasz koszmary? Blondynka, która potrafi śmiałym krokiem wkroczyć do dżungli, pewnie na co dzień nie boi się niczego!
Beata Pawlikowska: Raczej się nie boję, a jeżeli czuję strach, to wiem, że pojawia się po to, żeby mnie przed czymś przestrzec, a ja dziękuję mu za to i świadomie podejmuję decyzję o tym co robię dalej. Nauczyłam się rozumieć strach i wiem, że można być od niego silniejszym.
Co Cię przeraża, a co napędza? Ludzie uciekają od strachu, jak i od ambicji… Miewasz tak czasem?
Beata Pawlikowska: Napędza mnie ciekawość, pasja, chęć poznania. Uwielbiam poznawać nowe krainy, nowych ludzi, obserwować, rozmawiać, wyciągąć wnioski.
Co mnie przeraża? Uśmiecham się teraz. A dlaczego myślisz, że w ogóle jest coś takiego?…
Czy kiedyś powiesz sobie „dość” i zacumujesz przy jednym porcie na stałe?
Beata Pawlikowska: A po co? Robię to, co kocham. Piszę książki, prowadzę program w radiu, podróżuję, fotografuję, rysuję. Sprawia mi to ogromną radość, daje poczucie spełnienia. Przypuszczam, że zawsze tak będzie, a jeśli pewnego dnia zapragnę „osiąść na stałe”, to myślę, że zrobię to z taką samą radością i oczekiwaniem na to, czego przewidzieć nie mogę.