Dzień dobry,
Trafiłam na „pozytywnie myślenie” w najlepszym momencie mojego życia. Tzn momencie, w którym takie słowa są mi bardzo potrzebne. Jestem mamą 2 chłopaków, szczęśliwą żoną fajnego faceta, mam świetną rodzinę na którą zawsze mogę liczyć, ciekawa pracę, pasje itd. Od jakiegoś roku mam problem z docenieniemm tego o czym pisze. Koncentruje swoją uwagę, myśli na rzeczach i sytuacjach smutnych, przykrych( takie też się zdarzają ;-)). Jestem specjalistą od planów B , a nawet C zawsze muszę mieć wyjście awaryjne, bo pewnie się nie uda. Przestałam cieszyć się tym co dostaję, tzn cieszę się podświadomie, bo głośno sie boję rozczarowania. To przykre, bo przestałam się uśmiechać, być spontaniczna. Co gorsze zabieram te radość i pozytywne myślenie mojemu mężowi, Ciągle doszukujac się złego zamartwiam się i tracę chęć do działania. Często przecież bywa tak, że równowaga musi być. Dzieje sie źle żeby zaraz było lepiej. W moim przypadku nie chce, żeby było dobrze, bo potem boje się co będzie nie tak. Pani Beato, jak to zmienić ,by znów stać się uśmiechnięta i zadowolona kobieta..???
Dlaczego tak jest, że zmiana nie wychodzi, pomimo, że się próbuje? Moim zdaniem jest tak często też przez otoczenie, rodzinę.Co z tego, że my zaczynamy pracę nad sobą, jeśli po jednym spotkaniu rodzinnym można wyjść podlanym trucizną?Bardzo ciężko jest dokonać trwałej zmiany, lęki ciągle dają o sobie znać.
To co napisałeś świadczy o tym, że jednak „pępowiny” nie odcięłaś skutecznie, czyli jest to stan ” bycia trochę w ciąży”. Nie wystarczy próbować. Trzeba zmian dokonać!
Dzień dobry,
Trafiłam na „pozytywnie myślenie” w najlepszym momencie mojego życia. Tzn momencie, w którym takie słowa są mi bardzo potrzebne. Jestem mamą 2 chłopaków, szczęśliwą żoną fajnego faceta, mam świetną rodzinę na którą zawsze mogę liczyć, ciekawa pracę, pasje itd. Od jakiegoś roku mam problem z docenieniemm tego o czym pisze. Koncentruje swoją uwagę, myśli na rzeczach i sytuacjach smutnych, przykrych( takie też się zdarzają ;-)). Jestem specjalistą od planów B , a nawet C zawsze muszę mieć wyjście awaryjne, bo pewnie się nie uda. Przestałam cieszyć się tym co dostaję, tzn cieszę się podświadomie, bo głośno sie boję rozczarowania. To przykre, bo przestałam się uśmiechać, być spontaniczna. Co gorsze zabieram te radość i pozytywne myślenie mojemu mężowi, Ciągle doszukujac się złego zamartwiam się i tracę chęć do działania. Często przecież bywa tak, że równowaga musi być. Dzieje sie źle żeby zaraz było lepiej. W moim przypadku nie chce, żeby było dobrze, bo potem boje się co będzie nie tak. Pani Beato, jak to zmienić ,by znów stać się uśmiechnięta i zadowolona kobieta..???
Dlaczego tak jest, że zmiana nie wychodzi, pomimo, że się próbuje? Moim zdaniem jest tak często też przez otoczenie, rodzinę.Co z tego, że my zaczynamy pracę nad sobą, jeśli po jednym spotkaniu rodzinnym można wyjść podlanym trucizną?Bardzo ciężko jest dokonać trwałej zmiany, lęki ciągle dają o sobie znać.
To co napisałeś świadczy o tym, że jednak „pępowiny” nie odcięłaś skutecznie, czyli jest to stan ” bycia trochę w ciąży”. Nie wystarczy próbować. Trzeba zmian dokonać!
negatywne emocje są potrzebne bo zaakceptowane są drogą do dojrzałości