fbpx

Wywiad w „Poradniku domowym”

Pamięta pani swoją pierwszą wielką podróż?

Taką pierwszą, kiedy byłam jeszcze dzieckiem? Jeździliśmy z rodzicami nad jezioro w Machlinach. Rozbijaliśmy obozowisko, spaliśmy w namiotach, łowiliśmy ryby, garnki myliśmy piaskiem. Miałam czerwoną nadmuchiwaną łódkę, która wyglądała jak indiańskie canoe, a gdy budziłam się rano, wszyscy słuchali „Lata z radiem”.

 

To było przyjemne? Gdy miejskie dziecko lądowało w lesie?

Myślę, że to było bardzo pouczające. Nocami padał deszcz, namioty przeciekały, więc rano rozwieszaliśmy do suszenia mokre śpiwory. Chodziliśmy do lasu, oddychaliśmy świeżym powietrzem, pływaliśmy w jeziorze. To świetne wakacje, które uczą życia w zgodzie z naturą i jej rytmem. Do dzisiaj czuję, że właśnie z przyrody można czerpać niesamowitą energię.

 

 Kiedy to pani najmocniej poczuła?

W dżungli amazońskiej. Wyruszyłam tam po raz pierwszy dwadzieścia pięć lat temu. Wtedy jeszcze byłam przekonana, że Europa jest najlepszym miejscem na świecie, a ludzie, którzy   mieszkają w puszczy lesie i chodzą boso, są biedni i trzeba im współczuć. Szybko odkryłam, że jest odwrotnie. To my jesteśmy niewolnikami. Zamykamy się w betonowych klatkach, gonimy za pieniędzmi i przedmiotami, spędzamy czas przed komputerem zatopieni w wirtualne światy i mamy coraz większe poczucie chaosu i zagubienia.

 

To był moment, w którym postanowiła pani zmienić swoje życie?

Tak, ale to trwało przez kilka lat. Jeżeli ktoś nie lubi swojego życia i jest z niego niezadowolony, to nie istnieje jedna rzecz, którą można zrobić, żeby wykonać zwrot o 180 stopni i wszystko zmienić. To zawsze jest proces i praca. Ale cudowna praca. Dlatego, że szybko widać efekty. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok, czyli podjąć świadomą decyzję o zmianie. Potem życie samo podpowiada następne rzeczy i prowadzi dalej. To wspaniałe uczucie.

 

A po czym pani poznaje, że jest tak, jak być powinno?

Bardzo prosto. Budzę się rano i się uśmiecham. Kładę się wieczorem i się uśmiecham z wdzięcznością za to, co mam. I nie proszę o więcej. Mam oczywiście marzenia, ale mam też głębokie przekonanie, że życie i tak da mi to, co jest dla mnie najlepsze. A na razie staram się cieszyć z tego, co już dostałam. To są proste rzeczy. Nie chodzi o to, że mam ładny dom, który sobie wymarzyłam i zbudowałam. Chodzi raczej o to, że maj jest piękny, pachną konwalie, a moje koty są zdrowe. Cieszę się, że nauczyłam się gotować zdrowo i że mogę zjeść pyszną zupę z młodych warzyw.

 

 Potrafi pani odnaleźć radość w gotowaniu ot tak, na zawołanie?

Tak. Wystarczy sobie uświadomić, że gotowanie jest źródłem życia. Moje życie zależy od tego co zjem. Zaczęłam sama gotować kiedy odkryłam, że jedzenie sprzedawane w sklepach jest toksyczne, bo pełne syntetycznych dodatków. Nauczyłam się przyrządzać proste, szybkie i absolutnie zdrowe potrawy. Karmią ciało, umysł i duszę. I przynoszą siłę.

 

Jednak w pewnym momencie jedzenie nie było dla pani źródłem siły, lecz wrogiem. Pisze pani o tym w swojej najnowszej książce.

Przez kilkanaście lat miałam anoreksję. Wiem, że dużo osób ma podobny problem i dlatego postanowiłam napisać książkę, w której wyjaśniam to, co zrozumiałam – skąd naprawdę bierze się ta choroba, jak się ukrywa i co można zrobić, żeby pomóc komuś, kto się z nią w milczeniu zmaga.

 

Szacuje się, że 2 proc. Polaków ma zaburzenia odżywiania. Czego ich bliscy nie wiedzą?

Myślę, że takich osób jest dużo więcej, ale to jest dziwna choroba, która każe się ukrywać i strzec anoreksji jak największego skarbu. U mnie w domu też nikt o tym nie wiedział. Anoreksja to uzależnienie od niejedzenia, które daje pewien pozór poczucia kontroli nad własnym życiem. Tylko pozór i iluzję, które prowadzą do śmierci z wycieńczenia.

 

Dlaczego pani to robiła?

Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dzisiaj wiem, że anoreksja to choroba samotności i nienawiści do samego siebie. Mówię o tym, co siedzi głęboko w duszy i co w rzeczywistości kieruje emocjami i zachowaniem. Człowiek, który czuje się wyobcowany, samotny, gorszy, nieważny usiłuje różnymi sposobami zdobyć  poczucie bezpieczeństwa. Kiedy to się nie udaje, przelewa całą gorycz i nienawiść na samego siebie. Chce się symbolicznie ukarać za to, że czuje się taki nieszczęśliwy, i postanawia uczynić jeszcze jedną, ostatnią próbę zmiany swojego życia na lepsze. Myśli: „Jeżeli schudnę, to może wreszcie ktoś mnie polubi i zaakceptuje”. Zaczyna się więc głodzić, czyli odmawia sobie jedzenia. W przenośni chce się w ten sposób unicestwić, bo jedna czwarta przypadków kończy się śmiercią.

 

Często patrząc na osoby z anoreksją myślimy, że przecież niczego im nie brakuje…

Przedmiotów im nie brakuje, ale z przedmiotów nie wynika nic, na czym można by zbudować poczucie bezpieczeństwa. Widziała pani film „Sala samobójców”? Świetnie pokazuje jak rodzice są zagubieni w swoim życiu i nie mają świadomości tego, że to, czego ich dziecko potrzebuje najbardziej, to ich czas i uwaga. Jest taka scena, kiedy psycholog pyta matkę co lubi jej syn, a ona mówi, że syn lubi czytać, ale nie jest w stanie podać ani jednego tytułu książki. To znaczy, że tak naprawdę nic o nim nie wie. A chłopak zabarykadował się w swoim pokoju i nie chce z niego wyjść, bo od lat brakuje mu tego, co jest każdemu dziecku potrzebne najbardziej: poczucia, że jest ważne, akceptowane i potrzebne. Nie chodzi o słowa. Chodzi o to jakie sygnały rodzice wysyłają do swoich dzieci poprzez codzienne zachowanie. Choćby o to czy tata odkłada gazetę kiedy dziecko przychodzi, żeby mu pokazać swój rysunek, czy mówi: „Nie teraz, później”.

 

A pani potrafiła powiedzieć rodzicom, jakiego sygnału od nich nie dostała?

Nie, bo w ogóle nie o to chodzi. Jestem pewna, że moi rodzice mieli dobre intencje i robili najlepiej to, co mogli. To oni nauczyli mnie wrażliwości, uczciwości i wielu innych pożytecznych rzeczy. Są też rzeczy, których mnie nie nauczyli, ale tylko dlatego, że sami ich nie potrafili. Znam ludzi, którzy mówią, że ich życie jest schrzanione dlatego, że wychowali się w takim a nie innym domu, bo ojciec był zimny, a mama zbyt wymagająca. Moim zdaniem to bez sensu. Jesteś dorosły po to, żeby wziąć odpowiedzialnośc za swoje życie. przestań szukać winnych. Napraw to, co wymaga naprawienia. To nieważne, czego nie dostałeś od rodziców. Jesteś dorosły i teraz sam możesz zaopiekować się swoim życiem i sprawić, żeby było szczęśliwe.

 

Jakie narzędzie dostają rodzice i bliscy osób zmagających się z anoreksją po przeczytaniu pani książki?

Po pierwsze będą w stanie zrozumieć, na czym polega mechanizm powstawania anoreksji i innych uzależnień. Będą w stanie rozpoznać czy ich dziecko jest chore i będą mogli mu pomóc. Piszę o tym co można zrobić na początek, od czego zacząć. Bo to, że dziecko zostanie wysłane do szpitala i podleczone, niczego nie zmieni. Tam zostanie zaleczone na poziomie ciała, a to tylko maleńki procent zdrowienia.

 

A jak udało się wyzdrowieć pani?

Zaczęłam świadomie podejmować decyzje.

 

To możliwe będąc w takim stanie?

Stało się coś, co mnie otrzeźwiło. Anoreksja powoduje wyniszczenie ciała. Ponieważ naprawdę źle się czułam i miałam bardzo mało siły, poszłam do lekarza. Lekarka powiedziała, że zanikają mi niektóre organy wewnętrzne. Pamiętam z jakim zdumieniem zawołała do swojej asystentki, „chodź, chodź zobacz, jej macica zanika, prawie już jej nie ma”. Miałam wtedy osiemnaście lat i to był dla mnie szok. Nie dlatego, że byłam szczególnie przywiązana do mojej macicy, ale jeżeli ona znika, bo mój organizm zaczyna wyłączać mniej ważne narządy, to co będzie potem? Wyłączy mi serce? Płuca?

 

Sama znalazła pani siłę do walki z chorobą czy ktoś pani pomógł?

Tak. Nikt mi nie pomagał, bo nikt nie wiedział, że mam anoreksję. Poza tym to były czasy kiedy właściwie nie wiedziano, że w ogóle jest taka choroba. Ludzie myśleli, że zaburzenia odżywiania są związane z nadmiernym odchudzaniem, czyli wiązali to tylko z ciałem, a nie z duszą, emocjami. Zmagałam się więc z anoreksją sama, przeszłam dłuższą drogę, było mi dużo ciężej, ale dzięki temu znalazłam w sobie mnóstwo siły i mogłam się wszystkiemu przyjrzeć z bliska. Potykałam się tysiąc razy, wstawałam i próbowałam znowu tak długo, aż w końcu skutecznie zmieniłam swoje życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *