fbpx

Odkryłam zupełnie inny świat

Powiem ci co zrobiłam.
Odkryłam zupełnie inny świat. A najdziwniejsze jest to, że on zawsze był w zasięgu mojej ręki, tyle że ja wcześniej nie umiałam go dostrzec.
Czułam, że on tam jest.
W jednej z książek napisałam, że byłam jak Neo z Matrixa, który zawsze miał dziwne wrażenie, że to, na co patrzy, i to, co ludzie nazywają „wszystkim”, jest tylko cząstką czegoś znacznie większego. Czegoś, co jest inne od tego, co dotychczas udało nam się zrozumieć i opisać. Bo przecież to co opisaliśmy w zgrabnych definicjach to tylko fragment, który jesteśmy pojąć naszymi umysłami.
 
Zawsze wiedziałam, że jest coś więcej.
I zawsze szukałam przejścia prowadzącego tam na drugą stronę.
 
I jeszcze coś. Wiedziałam, że to, czego szukam, wcale nie znajduje się na innych planetach. I że wcale nie trzeba wsiadać do rakiety kosmicznej, żeby tam dotrzeć. Tym bardziej, że rakieta kosmiczna to tylko bardzo prymitywne narzędzie służące do badania tego, co człowiek jest w stanie zmierzyć, dotknąć i co pasuje do piramidy już gotowych prac naukowych.
 
Wiedziałam, że to jest bardzo blisko.
Nie na zewnątrz, ale pomiędzy.
 
Nie w sposób, jaki został dotychczas opisany, ale w taki, jaki umyka naszym pojęciom, przekracza wszystkie wyobrażenia i nie daje się jednoznacznie sklasyfikować. Także dlatego, że nieustannie się zmienia. A zmienia się w odpowiedzi na energię, jaką każdy z nas emanuje z siebie. To jest moc złożona ze świadomych i nieświadomych emocji, które kierują twoim myśleniem, odczuwaniem i postępowaniem, na jakie decydujesz się w ich konsekwencji.
 
Wtedy tego jeszcze nie wiedziałam.
I to właściwie nie jest istotne.
Bo zobacz.
Nie chodzi o to, żeby znów ograniczyć pewne pojęcie poprzez zamknięcie go w definicji. Kiedy uwierzysz w definicję, sam kierujesz swoim umysłem w taki sposób, żeby pozostać w jej granicach. Czyli sam nieświadomie odbierasz sobie możliwość odkrycia i doświadczenia czegoś zupełnie nowego.
 
Tak, świat jest taki, jak się wydaje.
Ale jednocześnie jest znacznie większy i zupełnie inny niż myślisz.
Bo wszystko zależy od sposobu, w jaki na niego patrzysz.
 
Pewne uporządkowanie spraw i pojęć jest przydatne, bo pozwala ludziom komunikować się na podobnym poziomie abstrakcji. Kiedy na skrzyżowaniu zapala się zielone światło, to nikomu już nie trzeba dodatkowo tłumaczyć, że to oznacza pozwolenie na ruszenie z miejsca. Tak się kiedyś umówiliśmy i wszyscy o tym pamiętają.
 
Tak samo jest z liczbami. Umówiliśmy się, że pięćset i pięćset tworzą tysiąc. A dwa plus dwa to jest cztery. I na tym najprostszym podstawowym poziomie rzeczywiście tak jest.
 
To daje ludziom poczucie bezpieczeństwa. Mają wrażenie, że opisali świat, że go rozumieją, a więc w pewien sposób nad nim panują.
Ale to tylko złudzenie.
 
Jeżeli odbierzesz ludziom komputery i wyłączysz prąd, jeżeli ukryjesz wszystkie samochody, autobusy, samoloty, rowery, tratwy i inne pojazdy, zabierzesz telefony, megafony i głośniki, jeśli spłoną ich ubrania, to powstanie chaos. Nagle ludzie odkryją, że są najbardziej kruchymi istotami na ziemi, a zniszczyć może je nawet zmieniająca się temperatura, śnieg albo nadmiar gorąca. Nie będzie już wtedy prezydentów i żebraków, bo kiedy wszyscy mają nic, to stają się sobie równi. To tylko nieporadne istoty ludzkie, które bez swoich technologicznych zabawek są bezradne jak dzieci.
Zresztą tak przecież czasami jest.
 
Kilka lat temu pod koniec grudnia postanowiłam polecieć do Australii. Kupiłam bilet, przyjechałam na lotnisko. Padał śnieg. Samoloty przestały latać. Udało mi się wylecieć z Warszawy z kilkugodzinnym opóźnieniem, dotarłam do Frankfurtu i tam okazało się, że lotnisko jest sparaliżowane. Bo śniegu jest za dużo.
Wszędzie w halach i korytarzach stały łóżka polowe. W koszach przywożono ciasteczka i wodę. Bo całe życie zatrzymało się z powodu zimy. Nikt nie mógł lecieć dalej. Wszyscy musieli czekać.
 
No, ale z cywilizacją jest tak samo jak z każdym pojedynczym człowiekiem.
 
Weź takiego gościa, który co rano jedzie do pracy. Wypił na śniadanie kawę z mlekiem chociaż wie, że po mleku ma biegunkę i bóle brzucha. Łyknął pigułkę na nietolerancję laktozy, bo słyszał w radiu, że to pomaga. I nie zarejestrował faktu, że ta informacja była zawarta w reklamie komercyjnego leku, więc nie można jej uznać za obiektywny komunikat, a jedynie za hasło promocyjne, czyli coś, co w takim samym może być prawdą, jak i kłamstwem.
 
– No jedź, jedź! – krzyczy znad kierownicy do kierowcy
poprzedzającego samochodu.
 
Jest zima, ma zamknięte okna, więc nikt go nie usłyszy, ale takie pokrzykiwanie z jednoczesnym waleniem ręką w kierownicę daje mu poczucie władzy i kontroli. ma wrażenie, że on też się tu liczy. Zaznacza swoją obecność. Daje znać, że jest wkurzony. Stoi w jednym z trzech sznurów aut unieruchomionych przez światła w porannym korku na ulicy prowadzącej do centrum.
 
Nie ma absolutnie żadnej kontroli nad tym, co dzieje się dookoła. Nie może nawet wstać i wyjść, bo przecież nie zostawi swojego samochodu na środku drogi. Więc siedzi w środku i jeśli świat pozwoli, posłusznie posuwa się naprzód o kolejne metry.
 
Włącza radio, sprzecza się ze spikerem. Wścieka się na słowa cytowanego polityka. Nerwowo każe wycieraczkom czyścić szybę z deszczu i śniegu. Ma poczucie kontroli. Ale w gruncie rzeczy jest całkowicie bezradny wobec wszystkiego, co go otacza – i pogody, i śniegu, i korka, i zepsutych świateł, i innych kierowców, i zbyt wąskich ulic, i organizacji ruchu w mieście, i wskazówek zegara, które nieubłaganie przesuwają się w stronę tego miejsca na tarczy, które łączy się z pośpiechem, niecierpliwością, zażenowaniem, wściekłością i nienawiścią do tych, którzy zmuszają go do podbicia karty na portierni. Bo znowu się spóźni.
 
Myślę, że gdzieś zawsze czułam, że jest coś więcej.
 
Podróżowanie po świecie pozwoliło mi poznać inne kultury, co było pierwszym fizycznym i namacalnym dowodem na to, że życie może być zupełnie inne. Zupełnie, kompletnie, całkowicie różne od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, bo zostaliśmy w tym wychowani i instynktownie uznaliśmy za uniwersalne i najlepsze.
 
Podczas tych wędrówek po materialnej rzeczywistości zdarzały mi się też bardzo niezwykłe chwile kiedy czułam, że otwieram drzwi do innej, równoległej rzeczywistości. Składającej się z nieskończenie wielu kolejnych warstw.
 
Nie śpieszyłam się.
 
Nie podążałam za żadnym wcześniej opracowanym schematem. I nigdy nie wierzyłam w mechaniczne powtarzanie pewnych czynności, które miałyby przynieść „magiczne” rezultaty.
 
Dlatego nie chciałam uczestniczyć w żadnych „pradawnych rytuałach” organizowanych w Europie na wzór czegoś, co oryginalnie odbywa się w zupełnie innych okolicznościach.
 
Robienie czegoś dlatego, że tak to robi ktoś inny, oczekiwanie, że przyniesie to określony efekt, chęć użycia tego jako narzędzia do wyczyszczenia swojej duszy lub umysłu – moim zdaniem to nie może działać.
 
Mechaniczne odtwarzanie pewnego ceremoniału może dać tylko iluzję zmiany albo krótkotrwałej poprawy.
 
Używanie do tego celu różnych rekwizytów to tylko zabawa w tworzenie następnych iluzji.
 
To, czego w rzeczywistości szukasz, to Prawda. Ona nie potrzebuje ani dymu papierosowego, ani napojów z liany, ani meksykańskich grzybków, ani mantr z zaklęciami, ani tabletek, ani proszków czy zaczarowanych krzeseł.
 
Ona sama do ciebie przyjdzie kiedy będziesz w stanie dopuścić ją do swojego umysłu.
 
Ogarnie cię jak podmuch ciepłego powietrza po długiej zimie. Po prostu nagle w nią wejdziesz i od razu będziesz wiedział, że trafiłeś w sedno. Bo staniesz się z nią najzwyczajniej jednością. To takie uczucie jak znaleźć brakującą połowę samego siebie.
 
Nie drugiego człowieka, który wydaje się ciebie uzupełniać.
Owszem, masz takie wrażenie, ale jest tak tylko dlatego, że patrzysz na niego z pragnieniem, żeby tak się stało. Widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć, a resztę pomijasz, bo nie pasuje ci do obrazu, jaki chciałabyś stworzyć.
 
Mija czas. Powoli, stopniowo zaczynasz dostrzegać, że ten ktoś w rzeczywistości coraz mniej do ciebie pasuje. Myślisz, że on się zmienił i jesteś rozczarowana, ale w gruncie rzeczy on jest taki sam jak był. To ty przestałaś dopisywać mu to, co bardzo chciałaś, żeby on miał, ale czego nigdy w nim nie było.
 
To nie znaczy, że nie ma szczęśliwej miłości.
 
To znaczy tylko tyle, że drugi człowiek nie jest po to, żeby ciebie uzdrowić, ocalić i napełnić prawdą.
 
To jest zadanie z osobna dla każdego z nas.
 
I właśnie kiedy wdepniesz w swoją strefę prawdy, poczujesz się wreszcie kompletny, pełny i spełniony.
 

Komentarze

  1. I właśnie wtedy, kiedy wdepniesz w swoją strefę prawdy, to jest tak, jakbyś wdepnął w gówno. ;( D!
    Poczujesz się kompletny, pełny i spełniony, tylko wtedy gdy tę prawdę zaakceptujesz taką jaką ONA właśnie jest! 🙂
    Powiesz wtedy – WRESZCIE! 🙂
    I NIKT, i NIC nie jest w stanie tego zabrać Ci. :-)!
    To jest Twoje!
    To jest NASZE i jesteśmy szczęśliwi! MY!
    Radosnych Świąt, Szczęśliwych, z jajkiem czy bez, z celebracją tradycyjną czy bez! 🙂
    Z nowym odrodzonym życiem jednak, tak jak z naturą na tej półkuli ziemi!
    A, i z odrobiną wesołości też!
    🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *