Elvis: „Dlaczego ja?”
Elvis był nieśmiałym, wrażliwym, lekko jąkającym się chłopcem, który błąkał się po Shake Rag w poszukiwaniu czegoś, co rozpali w nim wewnętrzny ogień i poprowadzi przez życie. Kiedy w gorące wieczory w powietrzu unosiła się natchniona muzyka gospel i słychać było radość z nadzieją w głosach śpiewających ją ludzi, musiał im uwierzyć. To było więcej niż wszystkie materialne bogactwa świata, o których mówi się w środkach masowego przekazu. To była obietnica szczęścia w królestwie dobra, uczciwości i prawdy. Nie mógł jej zignorować. Oddał się jej bez reszty, całym sobą, tak jak potrafi tylko młody człowiek zagubiony w swojej rzeczywistości.
Dzięki temu dosłownie został ocalony i nie skończył tak jak bohater piosenki In the Ghetto, o którym tak śpiewał w 1969 roku: W zimny i szary poranek w Chicago w slumsach Chicago rodzi się dziecko, a jego mama płacze, bo jak ma wykarmić jeszcze jednego głodnego. Ludzie, czy wy nie rozumiecie, że jeśli nie pomożemy temu dziecku, to wyrośnie na jeszcze jednego pełnego gniewu nastolatka. Ludzie udają, że nie widzą jak głodne dziecko z katarem pod nosem bawi się na ulicach slumsu w zimnym wietrze. Ten głód rośnie i pali jak ogniem, więc chłopiec zaczyna nocą krążyć po ulicach, uczy się jak kraść i walczyć, aż pewnego wieczoru kupuje pistolet, kradnie samochód, próbuje uciekać, ale zostaje schwytany. Tłum ludzi stoi dookoła i patrzy jak ten młody człowiek leży z twarzą na ziemi i umiera w zimny, szary poranek, a w slumsach Chicago rodzi się następne dziecko.
Elvis przez całe życie pytał „Dlaczego ja? Dlaczego to ja zostałem wybrany?”. Odpowiedź jest w nim samym. Jego sukces był tak samo wielki jak jego wiara i gotowość do podążania gdziekolwiek Bóg zechce go zaprowadzić. Jego niezwykła historia została stworzona przez równie niezwykłą energię jego serca, które jako dziecko oddał Bogu.
W zielonoświątkowym kościółku zbudowanym przez jego dalekiego krewnego Wielebnego Gainsa Mansella, gdzie zabierali go rodzice i w pulsujących wiarą, nadzieją i muzyką zgromadzeniach bożych w czarnoskórej dzielnicy. Tam ludzie, którzy nie mieli nic, znajdowali inspirację, cel i obietnicę spełnienia. Podczas charyzmatycznych nabożeństw działy się cuda. Wystarczyło otworzyć serce, żeby ich doświadczyć.