fbpx

W życiowym ogrodzie

W życiu jest jak w ogrodzie.

Dostajesz kawałek ziemi na własność. Przez kilka lat nic z nim nie robisz, bo zajmujesz się głównie imprezowaniem i przywracaniem się do życia po skutkach imprezowania.

Aż przychodzi dzień, kiedy czujesz, że imprezy już nie bawią cię tak jak dawniej. Chcesz zacząć coś robić. Coś konkretnego.

– Acha – przypominasz sobie. – Mam przecież taki własny kawałek ziemi zwany Życiem. Zacznę go urządzać.

 

Przychodzisz do swojego ogrodu i patrzysz, a tam szaleją kilkumetrowe chwasty. Klujące pokrzywy, czepliwe osty, a pod ziemią kilometry kłączy rozsiewającego się perzu.

– O, nie! – myślisz sobie. – To wygląda gorzej niż się spodziewałem! Chyba lepiej wrócę do imprezowania.

Wracasz do imprezowania na następnych kilka lat, ale wygląd twojego życiowego ogrodu nawiedza cię w snach. Pojawia się w twoich myślach coraz częściej i częściej, aż wreszcie czujesz, że musisz coś z tym zrobić.

 

Przychodzisz znowu do ogrodu.

Chwasty są jeszcze większe. Jeśli gdzieś istniały ścieżki, to dawno zostały ukryte.

– Co tu robić? – zastanawiasz się. – Jak ja mam urządzić ten ogród? Muszę się do tego dobrze przygotować!

 

Wracasz do domu, zaczynasz gromadzić informacje i narzędzia. Kupujesz szpadle, grabie, węże do podlewania, wiadra, spryskiwacze, butelki z nawozem, nożyce i sekatory. Zaczynasz robić zapas nasion. Zapełniasz półki torebkami z nasionami kwiatów, warzyw i ziół.

Zaczynasz robić plan. Na urządzenie całego ogrodu. Od płotu do płotu.

Myślisz, że zrobisz oczko wodne, żeby słuchać rechotania żab. Przy ogrodzeniu posadzisz pnące róże, budleje zwabiające motyle i kwiaty zwane przyjaciółkami pszczół, bo tak chętnie do nich przyfruwają. Albo nie. Zamiast budlei posadzisz tuje, będzie bardziej elegancko. Albo nie. Tuje są właściwie trochę pospolite. Może lepiej sprowadzić z Włoch prawdziwe cyprysy. To będzie coś pięknego!

A z drugiej strony posadzisz krzewy z borówką amerykańską. I rząd poziomek. Albo nie. Może lepiej dać więcej trawnika z tej strony. Albo zbudować ścieżkę z naturalnej kostki. Albo lepiej drewnianą. Albo nie. Ścieżka może lepiej na skos, a z tej strony damy… Co by tu posadzić? Pytasz sąsiadów. Rodziny. Znajomych.

Różne rzeczy ludzie sadzą.

Jedni mówią, że najlepiej posadzić drzewa owocowe, inni namawiają na zrobienie basenu, a jeszcze inni twierdzą, że najlepiej mieć ogród warzywny.

 

Lata mijają.

A ty siedzisz z ołówkiem w ręku i usiłujesz zaplanować cały swój życiowy ogród.

Chwasty rosną jak wielka dżungla pełna kolców i parzących liści. Nie masz wciąż żadnych owoców i nawet cienia ścieżki.

Jedyne co masz, to kilka kartek zapełnionych niezrealizowanymi planami.

Ołówek w ręce.

I strach w oczach.

 

I wciąż nie wiesz co będzie dalej.

Nie wiesz co zrobić w tym ogrodzie ani jak go zaprojektować.

Ale zobacz.

 

Ja wzięłam małą łopatkę, przyszłam do mojego ogrodu i pomyślałam, że posieję rzodkiewkę.

Zrobiłam jedną małą grządkę, wyrwałam chwasty, przychodziłam codziennie, żeby podlać nasiona świeżą wodą. Zakiełkowały. Dojrzały. Miałam rzodkiewkę do chleba.

Po pewnym czasie pomyślałam, że obok tej rzodkiewki posieję kolendrę, żeby moje życiowe kanapki miały więcej smaku.

Zrobiłam drugą grządkę. Usunęłam chwasty. Przywiozłam sadzonki. Podlewałam je codziennie dobrymi myślami.

Teraz mam rzodkiewkę z kolendrą.

 

A potem pomyślałam – skoro ta rzodkiewka tak słodko mi wyrosła, a kolendra jest tak przyjemnie pikantna, to mogłabym obok nich posadzić krzew magnolii, żeby zachwycać się na wiosnę jej różowymi kwiatami.

 

Oczyściłam następny kawałek ogrodu, wyrwałam chwasty, przywiozłam czarnej ziemi, posadziłam magnolię. Na wiosnę rozbłysła cudownymi kwiatami.

 

I zobacz.

Ja mam już dojrzałe rzodkiewki i aromatyczną kolendrę, a do tego piękny krzew magnolii w ogrodzie.

Powoli robię następne grządki i zasiewam w nich to, co jest mi akurat potrzebne albo na co mam ochotę.

Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądał mój cały życiowy ogród i na razie wcale mnie to nie interesuje. Tym bardziej, że teraz jeszcze nie jestem mistrzem ogrodnictwa. Przez cały czas się uczę.

Poznaję nowe rośliny pnące i nowe odmiany róży.  Wpadam  na nowe pomysły, mam nowe potrzeby.

 

Urządzam więc mój ogród bez pośpiechu i po małym kawałeczku.

Nie porywam się od razu na całą ziemię i nie narysowałam ze szczegółami całego projektu.

Myślę, że ten ogród projektuje się sam z biegiem czasu.

A ja zajmuję się tylko jedną małą nową grządką.  Jednym małym nowym drzewkiem. Jednym rządkiem zielonego groszku.

Uwielbiam mój ogród.

Codziennie w nim pracuję i po trochu zmieniam jego kształt.

Wyznaczam sobie małe zadania, ale każde z nich przybliża mnie do większego celu.

I o to właśnie chodzi w życiowym ogrodzie.

 

Zostaw na razie wielkie plany zagospodarowania wszystkiego od płotu do płotu.

Zrób jedną małą grządkę i zatroszcz się, żeby wyrosło na niej coś pięknego.

Podlewaj dobrymi myślami, cierpliwością i życzliwością wobec samego siebie. Kiedy wyrosną pierwsze roślinki, będziesz wiedział co robić dalej.

 

Fragment książki z serii „Kurs pozytywnego myślenia”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *