Piękno znajduje się w nieoczekiwanych miejscach. W przemysłowej bramie, którą ktoś miał fantazję pomalować na żółto i która przez lata starła się w srebrne smugi w takim samym odcieniu jak srebrzyście zielone liście małego klonu, który odważnie znalazł przy niej dom. I wąskich pomarańczowych drzwiach otoczonych paskiem blasku, który wydaje się z nich wylewać mimo tego, że od lat są zamknięte i nikt nie wie co się za nimi kryje. Różowa ściana, żywe odręczne napisy, a niedaleko jesienne drzewo, z którego spadały kasztany wprost pod moje stopy. Pytanie dla uważnych: w jakim mieście znalazłam te małe cuda?

