Wywiad dla miesięcznika „Pani”
Krzysztof Materna: Jesteś podróżniczką, piszesz książki, robisz zdjęcia, pracowałaś w radiu. Które z tych zajęć jest dla Ciebie najważniejsze?
Beata Pawlikowska: Wszystkie są równorzędne. I napędzają się wzajemnie. Mam na przykład bardzo emocjonalny stosunek do muzyki i czerpię z niej ogromną energię, która sprawia, że wpadam na nowe pomysły kolejnych książek. Podczas podróży po świecie robię zdjęcia, które zamieszczam w książkach obok ilustracji, bo uwielbiam też rysować. Każdą z tych rzeczy kocham z osobna, i cieszę się, że nie muszę wybierać jednej z nich.
Twoje serce musi mieć nieprawdopodobną wielkość, Leonardo da Vinci przy Tobie musiałby mieć by-passy.
Hi, hi, hi (śmiech). Ale zobacz, jakie to dziwne. W dzisiejszym świecie ludzie chcą wiedzieć, że jesteś w określonej szufladce. I nie lubią, jak z tej szufladki się wychylasz. Napisałam na przykład książkę o kotach – nie dlatego, że zaczęłam studiować weterynarię, tylko dlatego, że od kilku lat mam dwa koty. Mieszkam z nimi, obserwuję je, uczę się od nich – bardzo dużo dowiedziałam się od nich także o sobie. I przypomniałam sobie, jak bardzo fascynowało mnie to, że Ernest Hemingway miał koty: mój ulubiony fragment książki, którą napisała jego żona o ich wspólnym życiu, jest poświęcony kotom. No i kiedy uświadomiłam sobie, jak dużo wiem o kotach, postanowiłam przelać to na papier. Wszystko, o czym piszę, zaczyna się w moim życiu. I wynika z ogromnej pasji.
Dzielisz się swoimi pasjami, ale bierzesz też na siebie odpowiedzialność – nie tylko za rolę obserwatora życia i różnych miejsc na świecie, ale też psychologa, socjologa, bo piszesz o anoreksji, depresji, narkomanii.
Mówię tylko o tym, co znam z własnego doświadczenia i do czego mam pełne przekonanie. Nie skończyłam żadnych kursów, nie mam dyplomu, który potwierdzałby moje umiejętności. Ale piszę tylko o tym, co znam z własnego życia. Niedawno dostałam maila od pewnego pana, który napisał, że moje książki są pisane moją własną krwią. To jest prawda.
Wiesz przecież, że dla wielu czytelników jesteś autorytetem. I oni stosują Twoje rady w swoim życiu.
Gorąco ich do tego namawiam.
A jeśli to się nie sprawdza?
Moim zdaniem się sprawdza.
Jesteś bardzo odważna.
To nie jest odwaga. Ja po prostu kiedyś byłam bardzo nieszczęśliwą osobą. Ciągle płakałam, wpadałam w czarne chmury rozpaczy i depresji. Ale jednocześnie w tym wszystkim obserwowałam siebie, słyszałam własne myśli, wyciągałam wnioski. Świadomie zaczęłam to robić kiedy miałam szesnaście lat. Fascynowało mnie to co się dzieje w mojej duszy, głowie i podświadomości. Dlaczego mówię jedno, a potem robię coś innego, tak jakby rządziły mną dwie osoby. Przez wiele lat usiłowałam zrozumieć na czym polegają mechanizmy kierujące myślenie, uczuciami i zachowaniem. Zrozumiałam je dla siebie, a potem odkryłam, że są uniwersalne, że nie dotyczą tylko mnie.
Skąd masz tę pewność?
Po prostu to wiem. Mam takie wewnętrzne przekonanie. To jest jedna z takich rzeczy, które się wie bez cienia wątpliwości, nawet jeżeli nie masz na to fizycznych dowodów. To znaczy przepraszam, ja mam dowód. Moje życie jest dowodem. Piszę o tym jak zmieniłam moje życie, co zrozumiałam i jakich metod użyłam, i mam dowód, że to działa. Dostaję je w mailach czytelników. Właśnie napisałam najnowszą książkę – o anoreksji i narkotykach. Myślę, że jeśli ktoś nie przeżył tej choroby, to nie jest w stanie zrozumieć na czym polega. Miałam anoreksję przez kilkanaście lat, doskonale pamiętam jak się wtedy czułam, co myślałam i jak okłamywałam siebie i innych ludzi. Znam to tak dobrze, że kiedy dostaję maile od dziewczyn albo rodziców anorektyczek – kompletnie bezradnych i nieświadomych, co dzieje się z ich dzieckiem – to wiem jak im pomóc. Byłam tam, przeżyłam to i wyzdrowiałam. Tak samo jak nieszczęśliwa miłość i toksyczne związki. Pamiętam jak byłam z kimś, chociaż właściwie tego nie chciałam. Czułam się jak więzień, mogłam odejść, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Wiesz jak to jest. Spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: jestem z nim tylko dlatego, że panicznie boję się być sama – to wymaga wielkiej odwagi. Największej.
Bo musisz odnaleźć prawdziwy powód lęku.
Oczywiście. Gdyby ktoś zapytał mnie dlaczego z nim jestem, bez chwili wahania potrafiłabym podać wiele racjonalnych powodów: bo się kochamy, lubimy razem wyjeżdżać na wakacje i smakuje nam ta sama kuchnia. Ale czujesz w głębi duszy, że to jest tylko powierzchowna część prawdy. To jest coś, w co chcesz wierzyć, a nie to, co naprawdę określa ten związek. Zaczęłam sobie zadawać pytania i uczciwie na nie odpowiadać. I nagle zrozumiałam, że to strach przed samotnością trzyma mnie w tym związku, a nie to, że lubimy razem chodzić do kina. O to chodzi. I wiem, że tak jest nie tylko w moim przypadku. Skąd to wiem? Dostaję dużo listów. Czytam wszystkie i widzę te same mechanizmy.
Skąd się wzięły Twoje problemy?
Źródło jest zawsze to samo. Kiedy zaczniesz szukać, zawsze w końcu trafisz do miejsca w podświadomości, gdzie kryje się strach, brak poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości. Kiedy jesteś podświadomie przekonany o tym, że jesteś gorszy, nie zasługujesz na miłość i nie masz prawa do szczęścia, to będziesz tkwił w krzywdzących związkach po to, żeby wyżebrać trochę akceptacji. I będziesz wpadał w uzależnienia, w anoreksję, bulimię, depresję albo będziesz się chwytał narkotyków. Tak tobą kieruje podświadomość. Żeby na chwilę poczuć ulgę.
Jesteś samotna?
Nie. Jestem sama, ale nie jestem samotna.
A kto spełniłby wszystkie Twoje warunki i oczekiwania?
Mężczyzna, który ma otwarty umysł, myśli, chce się uczyć.
Czy mogłaby to być osoba początkująca?
W myśleniu?
W uczeniu się.
Tak, bo najważniejsza jest intencja. Jeżeli człowiek ma w swoim sercu szczerą intencję, chce być lepszy, mądrzejszy, uczyć się, rozwijać, to jest to pierwszy krok, który stawia go w innym świecie.
A jak Ty się mieścisz we współczesnym świecie?
Ale czy ja się muszę mieścić? Mam mnóstwo nowych pomysłów i zajmuję się tym, co naprawdę lubię. I upieram się przy tym, że nie ma sensu robienie czegoś, do czego nie ma się przekonania. Dlatego jeżeli już zgadzam się coś zrobić, to robię to całą sobą. Kiedy decyduję się wygłosić gdzieś wykład, to wkładam w to całe serce, całą duszę i jestem tam na sto procent. Albo odmawiam, bo mam inne zobowiązania i wiem, że nie dam rady poświęcić się całkowicie.
A co byś poradziła ludziom, którzy nie studiują tego, co by chcieli studiować?
Zmieńcie studia.
A tym, którzy nie pracują tam, gdzie by chcieli pracować?
Zmieńcie pracę.
Mówisz, jak prezydent Komorowski.
(Smiech). Nie wiem co powiedział prezydent. Nie interesuję się polityką. Mam własną teorię na ten temat. Moim zdaniem nasza zachodnia cywilizacja uczy nas zależności i braku samodzielności. Uczy nas się tylko gdzie jest instytucja, która weźmie cię za rączkę i zaprowadzi tam, gdzie powinieneś być. Dlatego ludzie czują się coraz bardziej zagubieni. Teraz nawet samochód sam jeździ i parkuje za ciebie. Wiesz o co chodzi? Człowiek traci poczucie osobistej odpowiedzialności za swoje życie. Ktoś pisze do mnie: „Marzę o tym, żeby podróżować, tak jak pani, więc jutro chcę wyruszyć na wyprawę. Gdzie mam szukać sponsora?.” Rozumiesz? Młody człowiek odruchowo myśli „kto mi to może dać”. A przecież chodzi o to, żeby polegać na swojej sile, wytrwałości, pracy, konsekwencji w działaniu – bo właśnie te cechy są potrzebne do tego, żeby prowadzić szczęśliwe, spełnione życie. Ja na swój pierwszy bilet lotniczy odkładałam pieniądze przez półtora roku. W ten sposób trenowałam swoją wytrwałość w dążeniu do celu, uczciwą pracę i wewnętrzną moc.
Rozumiem, że według Ciebie każdy jest panem swojego losu.
Tak. Ważna jest świadomość tego, że ja jestem dyrektorem mojego życia. To ja podejmuję decyzje i od tego zależy, jak będzie wyglądała moja przyszłość. Jeśli wybrałam studia, które mi nie odpowiadają, szukam innych. Jeśli kolejne nie spełnią moich oczekiwań – szukam dalej. Ja jestem takim przypadkiem! Kilka razy zaczynałam studia i je rzucałam. Aż do momentu, w którym stwierdziłam, że uniwersytet to nie jest miejsce dla mnie i rzuciłam je ostatecznie. A potem zaczęłam podróżować. I pisać książki. Nie dlatego, że to miał być mój zawód, tylko dlatego, że to najbardziej pragnęłam robić.
Powinnaś napisać o tym książkę.
Już napisałam.
Ale chyba nie każdy Polak ją przeczytał?
Myślę, że czas zachłyśnięcia się tym, co można dostać za darmo i w promocji już minął. Ludzie szukają tego, co jest trwałe i wartościowe. Myślę, że czytają książki i szukają takich treści w radiu i w telewizji. Dlatego trzeba robić dobre, wartościowe rzeczy. Moda na tabloidy, plotki i tanie sensacje szybko minie. Jestem przekonana o tym, że można robić wartościowe rzeczy w ciekawy, atrakcyjny sposób i w ten sposób dzielić się swoją wiedzą, doświadczeniem, mądrością, zarażać ludzi optymizmem, dobrą energią, pasją i dobrem.
Tak mnie zaciekawiła ta rozmowa, że chyba przeczytam Twoją książkę.
Jeśli się zgodzisz, chętnie dam ci ją w prezencie.
Wywiad dla miesięcznika „Pani”, czerwiec 2016.
Bardzo mądra i piękna rozmowa. Uwielbiam książki pani Beaty, czytam je codziennie po rozdziale, analizuję, stopniowo wprowadzam w życie i powiem jedno – to naprawdę działa:) potwierdzam:) zaczęłam doceniać znaczenie zwykłych rzeczy na które często nie zwracamy uwagi – odpowiednia ilość snu, codzienne wyjście na świeże powietrze, zdrowe jedzenie, otaczanie się pozytywnymi treściami i ludźmi. Wyłączyłam telewizor, a zyskany czas zaczęłam spędzać na kolorowaniu, nauce języków, czytaniu ciekawych książek, planowaniu wyjazdu na wakacje itd.:) krok po kroku zmieniam swoje myślenie o wielu rzeczach i coraz lepiej czuję się sama ze sobą:))
„Pani” to jedna z ciekawszych gazet 🙂 Lubię ją czytać dla takich właśnie wywiadów!
Podoba mi się pomysł nieokreślania siebie – nigdy nie byłam osobą kt potrafi malować – namalowałam ostatnio kwiaty akwarelami i wszyscy się zachwycają nimi – może nie do końca wiemy o swoim potencjale albo sami się wrzucamy w ramy i nie chcemy z nich wychodzić. Dobrze jest spróbować czegoś nowego, zmienić kierunek, starać się o coś na czym nam zależy, tak rzadko się to zdarza w dzisiejszym świecie…
Pani Beato, podziwiam Panią ogromnie.
Ja nie umiem żyć i kręcę się w kółku.
Moje życie, to jedna wielka porażka 🙁