Pamięta pani swoją pierwszą wielką podróż? Taką pierwszą, kiedy byłam jeszcze dzieckiem? Jeździliśmy z rodzicami nad jezioro w Machlinach. Rozbijaliśmy obozowisko, spaliśmy w namiotach, łowiliśmy ryby, garnki myliśmy piaskiem. Miałam czerwoną nadmuchiwaną łódkę, która wyglądała jak indiańskie canoe, a gdy budziłam się rano, wszyscy słuchali „Lata z radiem”. To było przyjemne? Gdy miejskie dziecko
Czy podróże, szczególnie takie w których doświadczamy czegoś ekstremalnego, pomagają dokonać zmian, bo zmuszają do wyjścia poza strefę komfortu, co z kolei daje możliwość na spojrzenie na życie z koniecznego dystansu? O tak, właśnie tak jest. Podróż ma to do siebie, że zwykle jest nieprzewidywalna. Nie wiadomo co się za chwilę zdarzy. Niespodziewanie zmienia
Jakie są Pani ulubione smaki? Uwielbiam tropikalną słodycz egzotycznych owoców. Takich, które wyrosły i dojrzały w słońcu Afryki, Azji albo Ameryki Południowej. Mają w sobie wtedy cudownie aromatyczne połączenie słodkiego, pikantnego i kremowego smaku, które stapiają się w jeden – pyszny. Skąd czerpie Pani inspirację do tworzenia nowych potraw i napojów? Używam
Dała się Pani poznać jako niestrudzona podróżniczka nielękająca się ryzyka i wyzwań. Którą z wypraw wspomina Pani jako najbardziej ekscytującą? Każdą! Naprawdę! Kiedy wyruszam na moją samotną wyprawę, nie mam szczegółowego planu ani żadnych rezerwacji. Mam tylko pomysł, bilet i otwartą głowę. Sama wymyślam moje wyprawy, sama je finansuje i sama realizuję, więc wiem,
Beatę Pawlikowską autorkę wielu książek, dziennikarkę, podróżniczkę o jej sposoby zdobywania informacji, gospodarowanie czasem i najbliższe plany pytała Iwonna Widzyńska Gołacka Ma pani zdumiewający życiorys, nadający się na scenariusz filmu, a może i serialu (tyle można by przygotować odcinków): miała pani szczęśliwe dzieciństwo, później rozpoczęła kilka kierunków studiów, zrezygnowała nich, poszła do pracy, zawarła małżeństwo,